Jak zwiększyć ruch na stronie? Poznaj 9 sprawdzonych sposobów

Content marketing SEO SEO copywriting
Wojciech MaroszekWojciech Maroszek
Opublikowano: 01.04.2021
27 minut

Jak zwiększyć ruch na stronie, to jest dobre pytanie. Nie należy do rzadkości sytuacja, w której strona pełna świetnych materiałów czy ofert praktycznie nie zbiera ruchu. Lub zbiera go za mało, żeby przegonić smutek i zwątpienie w sens rozwijania jej. Może być też tak, że odwiedzin jest całkiem sporo, ale strona weszła w swego rodzaju fazę plateau – nowych użytkowników nie przybywa. Szklany sufit. Jak to zmienić?

Jak ściągnąć ruch na stronę, której statystyki ledwo odbijają się od ziemi, i jak zwiększyć ruch na dalszych etapach jej rozwoju? Bez względu na to, czy prowadzisz bloga, sklep internetowy, serwis informacyjny czy jakikolwiek biznes w internecie, znajdziesz tu sporo wskazówek. Nim jednak przejdziemy do konkretów, potrzebujemy zwrócić uwagę na prostą zasadę:

Jeśli chcesz zwiększać ruch, musisz mierzyć ruch

Podpięty pod stronę Google Analytics nie tylko powie ci o postępach, jakie robisz, ale również pokaże, co i w jakim zakresie możesz poprawić. Dzięki licznym wykresom możesz łatwo zyskać dostęp do tony wartościowych danych: liczby odwiedzin na stronie, użytkowników nowych i powracających, średniej długości sesji na stronie czy źródeł ruchu.

 

najlepszy artykuł – urban.one
Źródło: Google Analytics

 

Właśnie, źródła ruchu. Możemy wyróżnić ich wiele, ale cztery główne w Google Analytics to:

  • Direct, źródło bezpośrednie. Najczęściej mówimy o nim wtedy, kiedy użytkownik po prostu wpisał nazwę strony w pole adresu swojej przeglądarki i wcisnął enter. Ale trzeba pamiętać, że direct to również wejścia np. z programów do odczytywania maili. Kiedy więc wyślemy komuś newsletter, a w nim link do nowego artykułu na stronie, to jeśli osoba odczyta tego maila w swoim programie pocztowym i tam kliknie w link, będzie to zaliczone jako wejście bezpośrednie. Podobnie, jeśli ktoś wcześniej dodał stronę do zakładek w przeglądarce i po czasie w nią kliknął.Na marginesie: przysparza to pewnych problemów z mierzeniem ruchu, bo „direct” to wbrew pozorom dość pojemne pojemne i kiedy obserwujemy statystyki, to tak naprawdę nie wiadomo, ilu ludzi wpisało adres ręcznie, a ilu np. wcześniej dodało go do zakładek. To tak zwany dark traffic, ruch niewiadomego pochodzenia.Na wyższym poziomie analizowania danych – kiedy chcemy jak najdokładniej poznać zachowania naszych klientów oraz źródła ruchu na stronie – jego obecność przysparza więcej kłopotu niż pożytku. Dlatego do linków warto dodawać tak zwane UTM-y, dzięki którym ruch zostanie automatycznie przypisany do źródła “campaign”.
  • Organic, ruch organiczny. To ten pochodzący z Google, ale nie z reklam. Działania SEO, czyli dążące do optymalizacji strony i treści pod Google, w założeniu mają wypchnąć nasz adres wyżej w wynikach wyszukiwania na daną frazę kluczową. O frazach kluczowych i szerzej o SEO będzie w dalszej części artykułu.
  • Referral. Tu liczy się wejścia z linków umieszczonych na innych stronach. Na przykład kiedy jeden bloger linkuje do drugiego blogera, kierując odwiedzających na jego stronę, wtedy mówimy o ruchu z referrala. Wlicza się w to również – a może przede wszystkim – ruch z mediów społecznościowych, jak Facebook, Instagram, Twitter czy Linkedin. Wiadomo: na social wrzuca się linki, ludzie w linki klikają, na stronie robi się ruch.

Skąd jeszcze może pochodzić ruch? A na przykład z reklam displayowych, czyli wszechobecnych grafik i banerów promocyjnych, umieszczanych na różnych stronach, które 1/3 internautów i tak radośnie blokuje przy pomocy wtyczki AdblockPlus.

Może pochodzić również z sieci afiliacyjnej (źródło zaliczane często jako referral), dzięki linkom umieszczanym na stronach w ramach programów partnerskich. O marketingu afiliacyjnym opowiadał Craig Campbell podczas webinaru Senuto, można sobie obejrzeć:

 

Po co badać ruch?

Analizowanie źródeł ruchu jest ważne o tyle, że pozwala śledzić efektywność prowadzonych działań marketingowych. Jeśli dane pokazują, że możemy usprawnić działania socialowe – usprawnijmy działania socialowe, i tak dalej. Ale też pomagają lepiej rozpoznać (potencjalnego) klienta i ewentualnie lepiej targetować kolejne treści.

Jeśli sprzedajemy golarki dla mężczyzn, a na naszą stronę trafiają głównie dziewczyny w przedziale wiekowym 18-24, to niekoniecznie oznacza coś złego – choć wydaje się, że targetem powinni być mężczyźni. Ale co, jeśli panie wchodzą po to, żeby kupować prezenty dla mężczyzn? To całkiem prawdopodobne. Wtedy warto wykorzystać ten ruch, na przykład tworząc dodatkowe artykuły w temacie “Jak wybrać golarkę dla mężczyzny”.

Ważniejsze od tego, kto wchodzi na naszą stronę, jest to, z kogo mamy więcej “pożytku”. Czyli, na przykład, kto z tych osób faktycznie dokonuje zakupu. Jeśli na stronę w zamyśle przeznaczoną dla mężczyzn wchodzą głównie kobiety, ale wchodzą po to, żeby kupić, to problemu nie ma. Jeśli natomiast notujemy mało odwiedzających mężczyzn, a za to więcej kobiet i w dodatku sprzedaż stoi, to znaczy, że coś robimy nie tak.

Jeśli chodzi o prowadzenie ruchu na swoją stronę i zamienianie odwiedzających w klientów, jest dużo rzeczy, które można zrobić nie tak.

Ale jest i tak samo dużo dobrych praktyk, które mogą świetnie zadziałać.

Wszystkie niżej rozpisane punkty łączy jedno: w zwiększaniu ruchu na stronie trzeba być proaktywnym.

No to lecimy.

1. Prowadź kampanie PPC

Ten punkt nie bez powodu jest pierwszy. Zaraz stanie się to jasne.

PPC znaczy pay per click, czyli opłata za kliknięcie. Taki model reklamy jest najbardziej charakterystyczny dla Google i usługi dawniej zwanej Adwords, a dziś po prostu Ads. PPC wraz z SEO (metodami optymalizacji strony pod wyszukiwarki) są dwoma sposobami pozyskiwania ruchu z Google, i jednymi z najskuteczniejszych w ogóle.

W modelu PPC nie płaci się za wyświetlenie reklamy użytkownikowi. Pieniądze z konta reklamodawcy pobierane są dopiero wtedy, kiedy użytkownik wejdzie na stronę. Koszt kliknięcia uzależniony jest m.in. od konkurencyjności frazy, na którą chcemy się reklamować.

Reklama ustawiona na frazę „biura do wynajęcia Warszawa” będzie sporo droższa niż w przypadku „weterynarz Warszawa” – bo choć weterynarzy szukamy w Google częściej, to jednak zdecydowanie większe pieniądze są w branży nieruchomości. Agencje mogą wydać znacznie więcej na pozyskanie jednego klienta niż kliniki weterynaryjne, ponieważ dla nich jedna transakcja będzie warta nawet kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych. W przeciwieństwie do weterynarza, gdzie częściej operuje się setkami niż tysiącami złotych.

 

 

Kiedy wpiszemy w Google „biura do wynajęcia Warszawa”, pierwsze kilka wyników będzie sponsorowanych (oznaczone jako reklama). Jak wynika z danych oszacowanych przez Senuto, właściciele tych stron za każde kliknięcie zapłacą dobrze powyżej 20 zł (kusiło, ale jednak nie, nie kliknąłem dla zabawy, nie będę taki). Gdyby byli weterynarzami i reklamowali swoje warszawskie przychodnie, szacunkowy koszt za kliknięcie (CPC, cost per click) wynosiłby przeciętnie 3 złote.

 

Baza słów kluczowych w Senuto pozwala na sprawdzenie między innymi szacunkowej kwoty (CPC), jaką trzeba by wydać w systemie Google Ads, aby uzyskać podobny ruch do ruchu generowanego z działań SEO.

 

Kampanie PPC na dłuższą metę wychodzą drożej niż działania SEO, ale mają tę niezaprzeczalną zaletę, że działają od razu. Na efekty optymalizacji pod wyszukiwarki czekać trzeba nieraz miesiącami. Z kolei reklama w Google działa tu i teraz – ustawiasz i masz, a jak ktoś kliknie, to płacisz.

Z tego powodu PPC, jako metoda na ściągnięcie ruchu na stronę, jest doskonała na początku działalności (i dlatego piszę o niej jako o pierwszej). Na tym etapie SEO jeszcze nie przyniosło efektów i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Kanały w social mediach – fanpage na Facebooku czy strona na Instagramie – dopiero zaczynają łapać fanów. Newsletterów z linkami do strony nie ma komu wysyłać, bo baza dopiero się buduje.

Co zatem zrobić? Ściągnąć płatny ruch. Blogerzy czy biznesy obliczone na powolny rozwój mogą pominąć tę metodę. Jeśli nie spieszy się ze ściąganiem ludzi na stronę, lepiej spokojnie inwestować w SEO – efekty pojawią się z czasem i będą bardziej trwałe. Jeśli jednak jesteś właścicielem sklepu e-commerce i chcesz sprzedawać od samego początku działalności, PPC jest rozwiązaniem dla Ciebie.

Co istotne w przypadku PPC, metoda ta pozwala precyzyjnie ustawić typ odbiorcy, jakiego chcemy pozyskać. Lokalizacja to jedno, ale poza tym możemy zdefiniować, czy bardziej zależy nam na kobietach, czy na mężczyznach; ustawiamy również preferowany wiek, a nawet wykształcenie.

Określamy też cel kampanii reklamowej. Jeśli mamy nowego e-booka, którym chcemy podzielić się z odbiorcami, możemy ich kierować z Google bezpośrednio na stronę, z której go ściągną. Podobnie w przypadku, kiedy prowadzimy czasową promocję na konkretne produkty czy chcemy rozreklamować jakieś specjalne wydarzenie.

Podsumowując wątek PPC: metoda ta sprawdzi się świetnie, jeśli w danym okresie potrzebujemy zwiększyć i odpowiednio ukierunkować ruch. Szczególnie przydatne na początku działalności. Z czasem efekty zaczynają przynosić działania SEO i wielu właścicieli stron zdecydowanie przenosi ciężar inwestycji właśnie na naturalne pozycjonowanie. Przeważnie nie rezygnują jednak całkowicie z PPC. To dwa uzupełniające się źródła ruchu i umiejętne eksploatowanie obu przynosi rewelacyjne rezultaty.

2. Twórz treści z potencjałem wyszukiwania w Google (problem Antoniego Żądło)

W internecie istnieje całe mnóstwo świetnych jakościowo treści, na które nikt nigdy nie trafi z wyszukiwarki. Powód? Nie odpowiadają na żadne konkretne zapytanie.

Gdy otworzymy jakieś opiniotwórcze czasopismo, znajdziemy w nim również felietony. Teksty dziennikarskie, gatunkowo dość bliskie literaturze. Swobodna forma, tytuł niekoniecznie nawiązujący do treści, brak tezy sformułowanej na początku artykułu, luźne łączenie faktów. Tak może wyglądać typowy felieton.

Tekst, który z przyjemnością przeczytamy w gazecie, a na który w życiu byśmy nie trafili z Google, gdyby był wpisem opublikowanym na przykład na blogu. Zwyczajnie by się w tej wyszukiwarce nie indeksował. Bo niby na jakie hasło? Co trzeba by wpisać, żeby na ten materiał trafić?

No, chyba że ktoś specjalnie wpisze w wyszukiwarkę „felietony Antoniego Żądło” i w ten sposób trafi na stronę autora, wypozycjonowaną pod tę właśnie frazę.

Ale jeśli założymy, że fikcyjny Antoni Żądło nie jest znanym publicystą prasowym, tylko człowiekiem starającym się przebić w internecie, to taki scenariusz jest zgoła nieprawdopodobny. Antoniego Żądło nikt nie zna, więc nikt nie szuka go w Google.

Antoni może z powodzeniem promować swoją twórczość na przykład na Facebooku (zakładając fanpage pod tytułem, oczywiście, “Żądło Prawdy”). Jeśli jednak myśli o tym, jak zwiększyć ruch na stronie i w tym celu ściągnąć do siebie użytkowników Google, musi myśleć jak użytkownicy Google. 

Będzie to oznaczało pójście ze swoim wewnętrznym artystą na pewien kompromis. Artykuły bowiem muszą być skonstruowane wokół konkretnej frazy kluczowej. Co, niestety, w ten czy inny sposób odbija się na swobodzie pisania.

Gra może być jednak warta świeczki.

Jeśli Google uzna, że artykuł Antoniego warto pokazać u góry wyników wyszukiwania na dane hasło, to jego strona zanotuje sporo nowych odwiedzin. To, jak liczba kliknięć koreluje z pozycją w Google, sprawdziliśmy w badaniu Co wiemy o CTR z SEO? (CTR to stosunek liczby kliknięć do liczby osób, które zobaczyły dany link).

A jak wybrać odpowiednią frazę kluczową, wokół której napisać tekst? Przede wszystkim warto korzystać z Bazy słów kluczowych Senuto – to prawdziwa skarbnica podpowiedzi.

Zapoznaj się też z tym tekstem: Wyszukiwanie słów kluczowych – przewodnik krok po kroku. Dzięki niemu dobrze zrozumiesz temat i, jeśli zechcesz, zaczniesz zwiększać ruch na stronie dzięki odpowiedniemu doborowi i wykorzystaniu fraz kluczowych.

Nie musisz być Antonim Żądło ani w ogóle blogerem. Jeśli prowadzisz biznes w sieci, tym bardziej powinieneś tworzyć treści, na które będą trafiać użytkownicy Google.

Zasady dla wszystkich są takie same, zmienia się jedynie kontekst.

3. Twórz tytuły, w które ludzie klikną (i które Google “załapie”)

Mało kto kliknie w tekst pod tytułem „Podsumowanie książki Nieznośna lekkość bytu”. Ale jeśli wyciągniesz coś interesującego z treści książki – jakiś ciekawy cytat czy odważną tezę i umieścisz to w pierwszym zdaniu tytułu, a dopiero dalej napiszesz „Podsumowanie książki Nieznośna lekkość bytu”, masz o wiele większą szansę na zaciekawienie użytkownika.

Użytkownika, który przecież scrolluje tego facebooka i ze znudzoną miną czeka na to, aż coś go wreszcie porwie do tańca. Niech tytuł Twojego tekstu będzie jak Uma Thurman w “Pulp Fiction”, która namówiła opornego Johna Travoltę do wyjścia na parkiet i świetnie się złożyło, bo koniec końców dostaliśmy jedną z najlepszych scen tanecznych w historii kina.

 

Uma thurman John travolta
Co by było, gdyby nie uwodzicielska moc tytułu, tfu, postaci granej przez Umę?

 

To jest jeden aspekt: atrakcyjność tytułu, coś, co wzbudza zainteresowanie i motywację do kliknięcia.

Drugi aspekt, to zgodność tytułu z SEO. O właściwej, z punktu widzenia wyszukiwarki, konkstrukcji tekstów na stronę warto przeczytać w naszym artykule Pozycjonowanie bloga. Jak się do tego zabrać?. Znajdujące się tam wskazówki są do zastosowania nie tylko w przypadku bloga, ale każdej strony, na której publikowane są treści. Przedstawione zasady są uniwersalne.

I jeśli chodzi o dostosowanie tytułu pod wyszukiwarkę internetową, powinien on zawierać frazę kluczową. To ona – przynajmniej w teorii – jest tym, czego użytkownik poszukuje w internecie.

Sporo pomysłów na artykuły wraz z propozycjami tytułów znajdziesz w tekście O czym pisać na blogu? 9 źródeł tematów i 34 gotowe pomysły na artykuł. Ponownie, to nie musi dotyczyć tylko bloga. Jeśli zamierzasz zwiększać ruch na stronie przy pomocy różnego rodzaju treści, naucz się tytułować je w sposób:

  1. a) atrakcyjny z punktu widzenia odbiorcy, pobudzający zainteresowanie,
  2. b) zgodny z zasadami SEO – czyli, w praktyce, wciśnij do tytułu frazę kluczową. Najlepiej na samym początku tytułu, ale jak się nie uda na początku, to też źle nie będzie.

4. Rób SEO

SEO, jak już wspomniałem wcześniej, to ogół działań skoncentrowanych na optymalizacji strony (tudzież treści) pod wyszukiwarkę. Celem jest to, aby witryna była lepiej widoczna w Google. Lepsza widoczność oznacza więcej odwiedzin.

Jeśli strona, na dane frazy kluczowe, widoczna jest dopiero na drugiej lub jeszcze dalszej stronie wyników wyszukiwania, ruchu z Google raczej nie ma co się spodziewać. Z kolei im bliżej TOP3, tym więcej osób nie tylko zobaczy odnośnik, ale też kliknie w niego.

Istotną rolę odgrywa tu regularne doglądanie, jak strona radzi sobie w Google.

Weźmy sobie na przykład znaną i lubianą stronę Filmweb.pl i przepuśćmy ją przez Analizę widoczności w Senuto. Widzimy, na ile fraz widoczna jest w TOP3, TOP10 oraz TOP50 i czy w ostatnim czasie zaliczała wzrosty, czy spadki widoczności.

Niżej w Analizie widoczności zobaczymy też frazy kluczowe, na jakie widoczna jest strona. Szczególnie przydatne jest wyłuskanie tak zwanych quick wins (trzeba przejść do zakładki Pozycje). To frazy, na które można stosunkowo łatwo zwiększyć widoczność i wskoczyć z pozycji 11-20 na pozycje 1-10, tym samym stwarzając znacznie większy potencjał do generowania ruchu na stronie.

Co jeszcze pokaże nam Analiza widoczności? Wzrosty i spadki – które frazy w ostatnim czasie poszły do góry, a które spadły w Google. Konkurencję – z jakimi serwisami konkurujemy o pozycje w wynikach wyszukiwania? Kanibalizację – które podstrony naszej witryny zostały zoptymalizowane pod tę samą frazę kluczową.

Pod daną frazę powinna być zoptymalizowana tylko jedna podstrona i jeśli tak nie jest, to warto to naprawić. W przeciwnym razie Google będzie otrzymywać z Twojej witryny sprzeczne sygnały, co wpłynie negatywnie na pozycjonowanie. Więcej przeczytasz w tekście Kanibalizacja słów kluczowych – jak ją wykryć i jak sobie z nią radzić?

Dodatkowo do prześledzenia konkurencji przydaje się narzędzie Analiza konkurencji. W nim sprawdzisz:

  • Wspólne słowa kluczowe – słowa, na które widoczna jest zarówno Twoja domena, jak i domena konkurencji,
  • Słowa kluczowe konkurencji – słowa, na które widoczni są Twoi konkurenci, a Twoja domena nie jest,
  • Moje słowa kluczowe – słowa, na które Twoja domena jest widoczna, a domeny konkurencji nie są.

Oto fragment porównania wspólnych słów kluczowych Filmweb.pl i jego najbliższego konkurenta Telemagazyn.pl. Kiedy konkurent pozycjonuje się wyżej na określone frazy kluczowe, zgarnia na swoją stronę ruch, który mógłby należeć do Ciebie.

Jak konkurencja to robi, że jest wyżej od Ciebie? Czynników, które na to wpływają jest wiele, ale jednym z istotniejszych jest sposób budowy treści na stronie: jaki zastosowano tytuł, ile nagłówków H2 i H3, jaka jest długość artykułu i tak dalej. Wszystkie te atrybuty możesz sprawdzić w Analizie SERP. Dostarczy Ci ona anatomiczny przekrój materiałów publikowanych przez swoją konkurencję. Dzięki temu sam lepiej możesz dostosować swoje treści, by pozycjonowały się wyżej i ściągały więcej ruchu.

 

5. SEO techniczne

Analiza widoczności i powiązane z nią narzędzia koncentrują się wokół fraz kluczowych i pokazują, co można w tym obszarze ulepszyć. Lecz jeśli myślisz o tym, jak zwiększyć na stronie ruch z wyszukiwarki, trzeba też zadbać o inne elementy pozycjonowania.

Ważne są kwestie techniczne, takie jak:

  • Poprawa szybkości działania serwisu, na przykład poprzez kompresję obrazków,
  • Dostosowanie serwisu pod urządzenia mobilne,
  • Zadbanie o odpowiednią strukturę kategorii,
  • Redukcja błędów 404,
  • Wdrożenie bezpiecznego protokołu http, i inne.

Oprócz tego zadbaj o odpowiednie linkowanie: wewnętrzne (tworzenie odnośników pomiędzy podstronami witryny, na przykład między jednym artykułem a drugim) i zewnętrzne – to tak zwany link building (pozyskiwanie odnośników prowadzących z innych stron do naszej).

Wszystkie te działania wpływają na to, jak bardzo Twoją stronę polubi Google, a więc pośrednio są odpowiedzią na pytanie o to, jak zwiększyć ruch na stronie.

Rozwinięcie tematu znajdziesz w artykule Karoliny Matyski: Jak wypozycjonować stronę? 15 kroków do lepszych pozycji! Jednym z wymienionych przez Karolinę 15 kroków jest odświeżanie starych treści.

Opowiem o tym co nieco.

6. Optymalizuj bieżące i odświeżaj stare treści

To strategia, którą szeroko stosuje się między innymi w mediach: stare treści odświeża się po to, żeby zyskały nowe życie w Google. Bo znaczna część tych opublikowanych lata temu nie było wtedy dostosowanych pod SEO. Albo było, ale od tamtej pory algorytmy wyszukiwarki zmieniły się i dziś optymalizacja powinna być przeprowadzona nieco inaczej. Albo wydawcy uznali, że ten stary tekst trzeba wypozycjonować pod inną frazę kluczową niż dotychczas.

Tak oto zaczyna się dłubanie w treści, a wraz z tym:

  • Dodanie frazy kluczowej w tytule i w pierwszym akapicie artykułu,
  • Większe nasycenie tekstu frazą kluczową (dodatkowe punkty, jeśli odbędzie się to bez szkody dla estetyki i „flow” całości),
  • Uzupełnienie go o nagłówki H2 i H3 – najlepiej, jeśli również zawierające frazę kluczową,
  • Dorzucenie do tekstu obrazka,f
  • Dodanie wypunktowanej listy (na przykład takiej, jak ta, którą czytasz),
  • Stworzenie odnośników, prowadzących z tego artykułu do innych podstron,
  • Zaktualizowanie daty publikacji tekstu.

Powyższe to zasady, które warto stosować na bieżąco, wrzucając nowe treści na stronę – ale też odświeżając, tudzież optymalizując te bardziej wiekowe.

Tutaj przeczytasz więcej o aktualizowaniu treści – po co i jak je aktualizować. A tutaj dodatkowo tekst o tym, jak pisać teksty SEO.

W jaki sposób aktualizowanie treści może zwiększyć ruch na stronie? Bardzo prosto:

  1. Wypychając je wyżej w Google. Tekst, który do tej pory nie był widoczny w wyszukiwarce, może nagle wskoczyć na topowe pozycje pierwszej strony wyszukiwania (SERP), i to przy stosunkowo niedużym nakładzie pracy.
  2. Zmniejszając współczynnik odrzuceń. Jeśli ktoś wejdzie z Google na stary, lekko już nadpsuty artykuł, szybko może uznać, że to nie to, czego szukał – i pójdzie sobie gdzie indziej. Z kolei lepiej zoptymalizowane (zaktualizowane) treści naturalnie zachęcają użytkowników do zostania na stronie.
  3. Stwarzając nowy potencjał socialowy. Odświeżoną treść można ponownie wypromować w social mediach, na przykład na Facebooku. Pod warunkiem oczywiście, że treść się nie zdezaktualizowała – bo wtedy raczej żadne odświeżanie nie sprawi cudu

7. Promuj się w social mediach

Fanpage na Facebooku, konto na Instagramie czy Linkedin mogą być dodatkowymi, niezłymi źródłami ruchu. Albo – w przypadku niektórych stron, nie dodatkowymi – a głównymi źródłami ruchu. Wiele zależy od Twojego modelu biznesowego czy też strategii funkcjonowania w internecie. Niektórzy stawiają niemal wyłącznie na SEO, inni niemal wyłącznie na social. A najlepsze efekty mają ci, którzy umiejętnie korzystają z obu.

Tajniki prowadzenia fanpage’a czy firmowego konta to osobny, głęboki temat. Trzeba wiedzieć, jak pisać atrakcyjne posty, jakie obrazki dodawać, jak angażować fanów, docierać ze swoimi treściami szerzej, i tak dalej. To wszystko jest do doczytania w internecie, są kursy, książki, filmiki.

Kiedy jednak rozmawiamy o tym, jak zwiększyć ruch na stronie, temat social mediów zasługuje na uwagę z przynajmniej jednego dobrego powodu:

Działania reklamowe w social mediach pozwalają na dość precyzyjne targetowanie, podobnie jak w przypadku wspomnianego Google Ads. Kierujemy ruch albo do całej strony, albo w konkretne miejsce – promujemy te treści, które potrzebują większej widowni. Można skupić się na określonej grupie docelowej, na przykład ze względu na wiek czy miejsce zamieszkania, i nie przepalać budżetu reklamowego na promowanie się wśród ludzi, którzy – jako klienci – i tak nas raczej nie interesują.

Ale nawet, jeśli nie zamierzasz inwestować w reklamę na Facebooku, Instagramie czy Linkedinie, i tak warto promować tam swoją stronę i swoje treści. Ci, którzy klikną „obserwuj stronę”, będą na bieżąco z tym, co się u Ciebie dzieje. Czasem klikną w link. To są dodatkowe wizyty, bez względu na to, jak dużą bazę fanów udało Ci się „wyhodować”.

Jeśli więc chcesz zwiększyć ruch na stronie, rozważ następujące działania:

  • Uzupełnij swój profil w mediach społecznościowych – jeśli brakuje w nim podstawowych informacji, część ludzi się zniechęci, a zasięg profilu może zostać obcięty,
  • Wrzucaj więcej postów. Niech ci, którzy obserwują fanpage, będą mieli częściej styczność z Twoimi treściami, z Twoją marką,
  • Wrzucaj linki do swojej strony. Jeśli opublikujesz coś na blogu – ładuj od razu na social media. Szukaj pretekstu, by czasem umieścić link do jakiejś podstrony, na przykład kategorii czy produktu,
  • Zainteresuj się tematem hashtagów. Dotyczy to głównie Instagrama i Twittera, ale i na Linkedinie jest nie bez znaczenia. Dzięki     hashtagom więcej osób może trafić na Twój post, w którym umieściłeś link do strony,
  • Pobaw się reklamami, zaobserwuj statystyki. Jeśli wydasz na reklamę 50 zł i w link kliknie 100 osób, to wtedy koszt pozyskania jednego odwiedzającego wynosi 50 groszy. Może to mało, może dużo. Ale jeśli to będą „wartościowi” odwiedzający –     tacy, którzy coś kupią, zapiszą się na newsletter albo po prostu staną się stałymi bywalcami – to chyba można przyjąć, że warto.

Spory potencjał skrywają też grupy tematyczne na Facebooku. Taka jak Senuto Lab, do dołączenia do której serdecznie zapraszamy. Takie grupy mogą mieć tysiące czy nawet dziesiątki tysięcy członków – osób mniej lub bardziej zainteresowanych danym tematem.

Przeważnie są na bieżąco moderowane, mają swoje regulaminy, a posty muszą być zaakceptowane przez administratora, nim zostaną opublikowane. Wiele z nich jednak jest otwartych na autopromocję, na umieszczanie linków do strony, czy to w postach, czy w komentarzach – pod warunkiem, że rzeczywiście coś wnosisz do życia grupy, a nie tylko spamujesz linkami.

 

8. Nawiąż współpracę z influencerami

Wiem, wiem, ryzykowna porada. Bo influencerzy raz, że potrafią być nieprzewidywalni i – plotka głosi – trudni we współpracy, a dwa, wysoko cenią swoje usługi. Według wielu – zdecydowanie za wysoko.

Nie da się jednak ukryć, że ich działania reklamowe potrafią przynieść efekty. Mówimy o ludziach, których śledzą tysiące albo wręcz dziesiątki i setki tysięcy osób. Mogą mieć coś do powiedzenia, ale nie muszą. Tak czy inaczej, ich popularność robi swoje. Dlatego też różne marki stawiają na współpracę z gwiazdami internetu, podsuwając im do wypromowania produkty czy konkretne adresy internetowe.

Bo kiedy influencer powie: „klikajcie!”, ludzie klikną.

Prosty wniosek płynie taki, że nawiazując współpracę z influencerem, możesz zwiększyć ruch na stronie.

Kilka uwag:

  • Większy niekoniecznie znaczy lepszy. Wybierając influencera do współpracy, nie zawsze warto się kierować licznikiem jego fanów. Często lepszym wyborem okaże się influencer bardziej niszowy: mniej fanów, ale więcej treści sprofilowanych pod konkretną (Twoją) grupę odbiorców.
  • Nie zawsze współpraca z influencerem musi być rozliczana w gotówce. Wielu zgodzi się na barter, jeśli masz coś ciekawego do zaoferowania. Albo wręcz na zrobienie czegoś za darmo, jeśli kontakt między wami jest pozytywny i budowany przez dłuższy czas (na przykład udzielałeś się na jego stronie jako fan).
  • Staraj się o to, by linki prowadzące do Twojej strony były linkami typu dofollow – gdyż to one dodadzą jej „mocy SEO”. Linki nofollow tak samo dobrze kierują użytkowników do strony (pozornie nie ma różnicy między tymi dwoma typami odnośników), lecz z punktu widzenia wyszukiwarki są niemal obojętne.Z tego właśnie powodu odnośniki umieszczane na Facebooku, Instagramie czy praktycznie każdym innym medium społecznościowym nie będą miały wielkiego wpływu na pozycjonowanie Twojej strony w Google – bo z automatu są linkami nofollow. Link zamieszczony przez influencera na Instagramie przyniesie Ci tylko tylu odwiedzających, ilu bezpośrednio w ten link kliknie.Z kolei link znajdujący się na prywatnej stronie blogera, ustawiony jako dofollow, dodatkowo będzie sygnałem dla Google, że Twoja strona jest bardziej godna zaufania. W idealnym scenariuszu influencer umieści link do Twojej strony i na  Instagramie/Facebooku, i na prywatnym blogu.

9. Pisz gościnne posty

Czyli treści, które opublikują u siebie właściciele innych stron internetowych. To powszechna praktyka wśród blogerów, ale też biznesów działających w ramach tej samej branży. Na przykład na blogu Senuto jest całkiem sporo treści od osób, które na co dzień z nami nie współpracują, ale również zajmują się SEO lub tematami pokrewnymi, na przykład content marketingiem.

Dla Senuto taki gościnny występ kogoś z zewnątrz to dodatkowy materiał na firmowego bloga. Dla tej osoby – sposób na autopromocję i zaproszenie nowych odwiedzających na swoją stronę internetową. Win-win.

Zwiększanie ruchu dzięki pisaniu gościnnych postów działa na podobnej zasadzie, jak w przypadku współpracy z influencerami. Link do Twojej strony pojawia się wtedy na stronie, z którą umówiłeś się na gościnną publikację – i raz, że jakaś część czytelników pewnie kliknie, a dwa, jeśli jest to link dofollow, wzmacnia się SEO Twojej strony.

Najlepiej, kiedy strona, na której opublikujesz gościnny artykuł, jest o podobnym profilu do Twojej. Poruszana jest na niej ta sama lub zbliżona tematyka. Link do strony o samochodach, pochodzący ze strony z sukienkami, jest lepszy niż żaden link. Ale dla Google znacznie lepszym sygnałem jest, kiedy zamiast jakichś dziwnych krzyżówek, strony o samochodach linkują do stron o samochodach (i analogicznie w przypadku stron sukienkowych).

Wysyłaj newsletter do swoich odwiedzających

Robią to wszyscy: od Zalando, przez Michała Szafrańskiego z Jak oszczędzać pieniądze, po Onet. Chodzi o zbieranie adresów e-mail od odwiedzających stronę po to, żeby potem przysyłać im wiadomości wprost na skrzynkę. A w wiadomościach, oczywiście, linki do strony: do nowej oferty, do kategorii produktów, do świeżego artykułu.

Jeśli do tej pory nie prowadziłeś newslettera, stworzenie go raczej nie pomoże w najbliższym czasie zwiększyć ruchu na stronie. Najpierw trzeba zbudować bazę subskrybentów i nim nabierze ona sensownych rozmiarów, mogą minąć długie miesiące. Ale warto zacząć robić to już teraz – bo po czasie nagle się okaże, że masz na liście kilka tysięcy osób, którym możesz bezpośrednio podesłać link i ściągnąć je na stronę. Fajnie? Fajnie.

Jak zwiększyć ruch na stronie? No, właśnie tak

Właśnie tak. Powyższe sposoby, mimo że tekstu jest sporo, pewnie nie wyczerpują tematu w stu procentach. Dodaj swoje trzy grosze w komentarzu, jeśli jakieś myśli chodzą Ci po głowie.

 

jak zwiększyć ruch na stronie infografika

 

Na koniec chcę dodać ważną rzecz. Zwiększanie ruchu jest szalenie ważne, ale często bardziej wartościowym użytkownikiem okazuje się ten powracający, a nie nowy.

W ostatecznym rozrachunku, w większości przypadków, bardziej liczy się jakość niż ilość ruchu. Przez jakość rozumiem tutaj ruch składający się z użytkowników, na jakich najbardziej Ci zależy. Być może z 1000 przypadkowych osób, które odwiedzą Twoją stronę, skonwertuje (czyli coś kupi, zapisze się do newslettera itp.) tylko jedna. A innym razem ściągniesz do siebie 100 właściwych osób i skonwertuje 10 z nich.

Jaki ruch na stronie jest zatem lepszy – 100 osób czy 1000?

No właśnie. To zależy.

Dlatego, choć co do zasady ruch warto zwiększać, nie ma co fiksować się na podstawowych statystykach. W pewnym momencie ważniejsze staje się przemienienie odwiedzających – w klientów. A tu w grę wchodzą kolejne marketingowe niuanse, cała ta wiedza tajemna. Wpadaj co jakiś czas na bloga Senuto po więcej.

 

Podziel się tym postem:  
Wojciech Maroszek

Content specialist i copywriter w Senuto, tworzy i zarządza treściami w serwisie. Przez lata związany z branżą mediów jako dziennikarz i wydawca.