“Naucz się jak rozwinąć swojego bloga do 100 tys. odwiedzających w miesiącu i zmień tysiące swoich czytelników w płacących klientów!”. Sam tego nie wymyśliłem. To hasło jednego z anglojęzycznych kursów dotyczących tego, jak zarabiać na blogu. Jest całkiem niezłe i oddaje istotę rzeczy. Prawdopodobnie tego właśnie chcesz. Czy dostaniesz to po przeczytaniu tego artykułu? Dużo zależy od Ciebie. Znajdziesz tu solidne podstawy i spojrzenie na temat z wielu różnych, lecz równie ważnych stron. Jeśli wdrożysz tę wiedzę, będzie dobrze. Zaczynamy.
Na początek przyjrzymy się mindsetowi blogera. Przekonaniom, jakie ma na temat blogowania i zarabiania. Podejściu do całej tej zabawy.
Mindset blogera, czyli jak myśleć o zarabianiu na blogu
Skontaktowałem się z kilkoma czołowymi polskimi blogerami, by zapytać ich, jak właściwie myśleć o tym całym zarabianiu na blogu. Dostałem dwie odpowiedzi: od Jakuba Roskosza i Kamila Nowaka. Wspólny mianownik? Nie skupiaj się za bardzo na kasie.
Jakub Roskosz o zarabianiu z bloga
„Przede wszystkim warto myśleć o blogowaniu w pierwszej kolejności. Blogi prowadzone jedynie z motywacji do zarabiania pieniędzy zazwyczaj nie zarabiają ich wcale. Zarabianie na blogu to efekt uboczny pracy na wysokim poziomie i pisania zazwyczaj o swojej pasji i zainteresowaniach przez długie lata.
Dlaczego?
Ludzie, którzy zakładają blogi tylko i wyłącznie z pobudek finansowych szybko tracą zapał i motywację, gdyż nawet przez pierwszych kilka miesięcy i lat taka działalność generuje jedynie koszta bez większych zysków albo jedynie ze sporadycznymi przychodami. Bloger musi być wiarygodny, a to co opisuje i prezentuje spójne z jego przekonaniami oraz postrzeganiem rzeczywistości. Lata pracy zwiększają też szansę na większe zasięgi, a te są równie kluczowe w pozyskaniu kontraktów, jak i wiarygodność.
Warto też obserwować najlepszych blogerów w branży. Szybko można dojść do wniosku, że większość z nich jest bardzo selektywna w wyborze kampanii reklamowych w których bierze udział. Bardzo zwracają uwagę, aby nawet komercyjny content był spójny z tematyką bloga. Gdy prowadzimy bloga tylko dla. aspektu finansowego o selektywności raczej trudno mówić, bloger staje się słupem reklamowym i traci wiarygodność zarówno w oczach odbiorców, jak i reklamodawców” – Jakub Roskosz, jeden z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych blogerów lifestyle’owych w Polsce.
Kamil Nowak o zarabianiu z bloga
Odpowiedzi w podobnym tonie udzielił Kamil Nowak z szalenie popularnego i cenionego Blog Ojciec. Jeśli szukasz porad dotyczących rodzicielstwa, prawdopodobnie prędzej czy później trafisz na jego stronę.
„Myślę, że paradoksalnie najważniejszą rzeczą, która pomaga w zarabianiu na blogu jest podejście do bloga kompletnie nie związane z finansami.
Myślę, że najważniejsze pytanie jakie powinniśmy sobie zadać związane z blogiem, to czy gdyby nie dało się na tym zarabiać, dalej byśmy to robili? Jeśli odpowiedź brzmi nie, to nie wchodźmy w to. Mówię to nie tylko z własnych przekonań, ale i z doświadczenia – znam i znałem dziesiątki blogerów i zawsze tam, gdzie motywacją były pieniądze, a nie pasja, bardzo szybko zapał znikał, a pojawiały się roszczenia, oczekiwania i wszystko brało w łeb.
Dawanie innym treści, dostarczanie wartości i staranie się robienia tego w jak najlepszej jakości, przy jednoczesnym braku jakichkolwiek oczekiwań jest niesamowitą siłą. To wtedy dzieje się prawdziwa magia.
To co może dodatkowo pomóc, to nie wiązanie swoich finansów bezpośrednio z finansami blogowymi. Im bardziej nasza sytuacja materialna będzie niezależna od bloga, tym łatwiej przyjdzie nam odmawianie, gdy pojawią się propozycje współpracy, które mogą niekoniecznie być dobrymi propozycjami (lecz mogą być np. bardzo dobrze płatne). Czytelnicy nie mają problemu z blogerami współpracującymi z firmami – oni mają problem z tym, że niektórzy blogerzy za pieniądze robią rzeczy, w które sami nie do końca wierzą.
W mojej opinii właśnie te dwie rzeczy, czyli robienie tego w co wierzymy i nie posiadanie oczekiwań, są cechami, które mogą nam pomóc docelowo stać się marką, z którą ludzie będą chcieli się utożsamiać i z którą będą chcieli współpracować (czy to w formie B2B czy w formie B2C). To oczywiście wymaga czasu, ale widziałem ludzi idącymi drogą na skróty i nie kończyło się to dobrze” – Kamil Nowak, twórca Blog Ojciec.
Brzmi nieźle? W takim razie pomówmy o konkretach.
Sposoby zarabiania na blogu
Blogerzy, którym udaje się zarabiać na blogu i żyć z tego na bardzo przyzwoitym poziomie, stosują jeden z tych kilku prostych trików. Tradycyjni przedsiębiorcy ich nienawidzą…
Dobra. Nie ma żadnych magicznych trików, zaklęć ani „jednego prostego sposobu na”. Zarabianie pieniędzy na blogu jest przykładem robienia biznesu. A w biznesie, jak to w biznesie – są różne sposoby na zarobienie pieniędzy, ale wszystkie mają wspólny mianownik: żeby to wyszło, trzeba włożyć pracę.
Biorąc ten fakt pod uwagę, rozsądnym pytaniem do siebie byłoby: jakiego rodzaju pracę chcę wykonywać jako bloger?
I wynikające z tego dalsze pytania:
- Co mnie kręci? (w końcu chodzi o to, by robić coś, co się lubi)
- Jaką wartość chcę dostarczać? (co takiego dam od siebie, by inni chcieli za to płacić)
- W robieniu czego mógłbym być – lub już jestem – dobry i co da mi satysfakcję? (ryba wcale nie musi się uczyć chodzić po drzewach żeby odnieść sukces, a małpa nurkować)
- Jakie potrzeby mogę pomóc zaspokoić ludziom? (ludzie mają potrzebę dobrych historii – daję im opowiadania; potrzebę zdrowia – daję informacje na temat suplementów i własny sklep; potrzebę zwiększenia pewności siebie – daję kurs online)
- Jakie swoje potrzeby nauczyłem się zaspokajać? Z jakim problemem udało mi się sobie poradzić? (to pomoże zdeterminować powyższe)
Te pytania to aspekt bardziej „miękki”, psychologiczny. Uniwersalne myślenie przedsiębiorcze, którego zadaniem jest pomóc znaleźć ten słodki punkt pomiędzy działaniem pełnym chęci a takim, które przynosi konkretne pieniądze. Może dotyczyć tak samo blogowania, jak i każdego innego biznesu.
„Twardym” aspektem nazwijmy z kolei dobór konkretnej formy zarobkowania.
Wyróżnimy tu cztery główne.
Współpraca z markami
Aby lepiej rozeznać się w tym temacie, dobrze jest po prostu poczytać zamieszczone na blogach oferty. Większość wpływowych blogerów ma na swoich stronach zakładkę w rodzaju „Współpraca” – i tam określają, co i w jakim zakresie mogą zrobić odpłatnie (lub nieodpłatnie, jeśli chodzi o np. wsparcie fundacji charytatywnych czy udział w jakiejś słusznej sprawie).
Będzie to na przykład:
- Zostanie ambasadorem marki,
- Szeroko rozumiany copywriting – przygotowanie artykułu, treści kursu, ebooka,
- Objęcie patronatem jakiejś akcji,
- Testowanie produktów i usług partnera (i np. napisanie recenzji),
- Wystąpienie na konferencji w roli prelegenta, poprowadzenie szkolenia czy warsztatu,
- Udzielenie konsultacji biznesowych.
Jeśli Twój blog tematyczny generuje odpowiednio duży ruch (np. 50 czy 100 tys. wyświetleń w miesiącu), jeśli jesteś wystarczająco widoczny w sieci – prawdopodobnie ktoś się do Ciebie odezwie, używając przy tym takich słów, jak „współpraca” i „pieniądze”.
Pomocna może okazać się platforma ReachABlogger, która łączy blogerów z reklamodawcami.
Oferowanie swoich produktów lub usług
Kosmetyki: mydła, szampony, hydrolaty, olejki. Ubrania: koszule, piżamy, sukienki, akcesoria. Gadżety: breloczki, kubki, koszulki, pamiętniki. Książki: poradniki, popularnonaukowe, opowiadania, kucharskie. Kursy online: zarządzanie czasem, poznawanie kobiet, radzenie sobie z emocjami, zarabianie na blogu.
Blogerzy sprzedają przeróżne rzeczy. Niektórzy oferują tylko jeden-dwa produkty, inni mają podpięty pod bloga cały sklep.
Oferowane produkty i usługi przeważnie będą skorelowane z pozycją blogera jako eksperta. Przez dwa lata dostarczasz materiały dotyczące ziołolecznictwa. Masz już swoich czytelników, fanów, potencjalnych klientów. Teraz jest przestrzeń na to, by w końcu napisać tego e-booka o zastępowaniu leków z apteki ziołami i zacząć sprzedawać go przez swoją stronę.
Oferowanie powierzchni reklamowej
Najpopularniejszy jest system Adsense. To serwis reklamowy Google, dzięki któremu na Twojej stronie mogą pokazać się (przeważnie dostosowane tematycznie) reklamy. Trudno mówić o zarabianiu kokosów na tej metodzie, niemniej jest ona bardzo prosta do wdrożenia. Mówi się o niej jako dobrej na początek – żeby poczuć, że blogowanie może faktycznie przynieść jakieś pieniądze, a nie tylko wymagać ciągłych inwestycji.
Zarabianie na polecaniu
Czyli tak zwany marketing afiliacyjny. Recenzujesz nową super golarkę do brody, a pod spodem znajduje się link afiliacyjny do strony sklepu, który tę golarkę oferuje. Jeśli ktoś kupi po kliknięciu w „Twój” link, dostajesz wynagrodzenie. Po prostu: polecasz cudze produkty, na różne sposoby, i poprzez specjalne linki kierujesz do sprzedawcy.
O marketingu afiliacyjnym opowiadał znakomity marketingowiec Craig Campbell podczas webinaru Senuto. I przekonywał, że w tej metodzie mogą być naprawdę dobre pieniądze. Warto obejrzeć:
Aby zarobić na którymś z powyższych sposobów, blogerzy szeroko stosują poniższe:
(wszystkie bądź wybiórczo)
> Stają się godnymi zaufania ekspertami
Ekspert czyli ktoś, kto zna się na temacie i komu ludzie ufają. Do tego stopnia, że na podstawie jego opinii mogą podjąć nieraz kluczowe, życiowe decyzje. Od eksperta chętniej się kupuje – to jasne.
> Dają ludziom coś, co naprawdę im pomaga
> Piją co najmniej 2 litry wody dziennie
Ok, być może nie wszyscy blogerzy tak robią. Tak czy inaczej trzeba pić dużo wody, żeby mózg dobrze pracował.
> Odwiedzających zmieniają w subskrybentów
> Zwiększają ruch z wyszukiwarki, korzystając z przeznaczonych do tego narzędzi.
Wypróbuj Senuto Suite przez 14 dni za darmo
Zacznij 14-dniowy trial za darmoTo jest szalenie ważne i skupimy się na tym w dalszej części artykułu.
Ale teraz czas na pytanie, na które wszyscy czekali.
Ile zarabia się na blogu?
I to jest pytanie bardzo dobre. Na które nie ma dobrej odpowiedzi. A w każdym razie – precyzyjnej. Bo odpowiedź „sky’s the limit” nie jest szczególnie konkretna. Ale też zdaje się być najbliższa prawdy.
Prowadzenie bloga może przynieść widownię.
Widzów można zamienić w klientów, oferując im produkt.
Liczba potencjalnych klientów oraz jakość oferowanego produktu i jego cena przełożą się na zarobek.
Zbierz więcej potencjalnych klientów, zaoferuj lepszy produkt i lepiej dostosuj cenę, a więcej zarobisz. To nie prawidło świata blogerów, tylko biznesu w ogóle. Jest stare jak świat.
„Więcej zarobisz”, czyli ile na przykład?
Michał Szafrański, autor bloga Jak Oszczędzać Pieniądze, jeszcze w 2015 roku pisał o sobie, że on to tak w sumie dopiero zaczyna, rozkręca się, że z roku na rok zwiększa swoje stawki oraz przychody, ale tak na spokojnie, więc nie czuje się jeszcze takim do końca ekspertem od zarabiania na blogu.
Niedługo później zrzucił niezłą bombę: „Słuchajcie, zarobiłem pierwszy milion na swojej książce”.
Początkowy nakład „Finansowego Ninjy” zszedł na pniu. Trzeba było szybko robić dodruk. Potem kolejny i kolejny. Nim się obejrzeliśmy, Michał Szafrański siedział za kółkiem wartej kilkaset tysięcy złotych Tesli, którą kupił dzięki rewelacyjnym wynikom sprzedaży książki. Dziś (kwiecień 2020) sprzedaż dobija do 100 tysięcy egzemplarzy, a całościowy wynik finansowy od premiery w 2016 r. do końca 2019 r. to 3,89 mln zł czystego zysku.
Michał Szafrański wzbogacił się o kilka milionów złotych dzięki sprzedaży swojej książki. Ale było to możliwe tylko dzięki temu, że wcześniej przez kilka lat sumiennie rozwijał bloga (na którym zresztą też zarabia krocie). Gdyby nie miał zbudowanej bazy fanów, dla których jawi się jako ekspert w dziedzinie finansów, to wydając książkę własnym nakładem mógłby wręcz utopić kilka(naście) tysięcy złotych. Jak wiemy, historia potoczyła się inaczej.
Tyle książka. A sam blog? Na początku 2019 r. Michał pochwalił się, że w ciągu sześciu lat odnotował z niego około 6 mln zł przychodu.
Mało komu udaje się odnieść tak duży sukces. Autor bloga Jak Oszczędzać Pieniądze to przykład z blogowej ekstraklasy. Przykład, który ma otworzyć umysł na to, że choć blogowanie może być zajęciem dającym kilkaset, tysiąc czy kilka tysięcy złotych miesięcznie – może być też czymś, co umieści w Twoim garażu nowiutką Teslę, a liczbę zer na Twoim koncie zwiększy do sześciu.
Zarobki blogerów
Ekstraklasa ekstraklasą, a co jeśli chodzi o, powiedzmy, przeciętne zarobki? Czy z blogowania da się wyżyć?
Zarobki polskich blogerów to nie jest temat z gatunku tych najlepiej przebadanych. Na przykład Whitepress przeprowadził wśród blogerów ankietę, która dotyczyła między innymi ich zarobków. Tyle że było to w 2015 roku, czyli dobre 20 lat temu. Wyniki mogą zupełnie nie przystawać do dzisiejszych realiów i dlatego potraktujmy je luźno.
- 23,5 proc. ankietowanych blogerów zarabiało na tamten czas między 100 a 500 zł.
- 21,3 proc. między 1000 a 9999 zł.
- 19,1 proc. między 500 a 1000 zł.
- Powyżej 10 tys. zł zarabiało 5,5 proc. respondentów.
Zarobki a liczba odsłon
Nowsze dane pochodzą z końca 2017 roku i raportu „Zarobki blogerów 2017” firmy BLOGmedia.
Wynika z niego, że w 2017 r. blogerzy zarobili średnio ok. 22,5 tys. zł, natomiast średnia stawka za wpis wynosiła 1853 zł, a za post w mediach społecznościowych – 739 zł.
Co koniecznie trzeba podkreślić, choć nie ma w tym nic odkrywczego, to że stawki wzrastają proporcjonalnie do wielkości bloga. Bloger, który notuje między 10 a 20 tys. odsłon miesięcznie, średnio otrzymuje 913 zł za wpis. Przy liczbie odsłon na poziomie 150-500 tys. stawki za wpis mogą wynosić już między 3500 a 4500 zł.
Bloger pełnoetatowy? To możliwe
Choć trzeba powiedzieć uczciwie, że nie jakoś szalenie prawdopodobne.
Według badania z 2017 roku, tylko 4 proc. blogerów nie pracowało zawodowo, utrzymując się jedynie z bloga. Aby uzyskać dochód na poziomie ok. 8000 zł miesięcznie, trzeba było generować ok. 150 tys. odsłon.
Wiele zależy też od tematyki. Statystycznie najlepszy zarobek dają blogi związane z rodzicielstwem, a najmniejszy – te poświęcone tematyce dbania o urodę.
Podsumowując kwestię zarobków: jeśli chcesz zarabiać na blogu, kwestia tego, ile zarobisz, jest zależna od różnych czynników. Poczynając od Twojego talentu i charyzmy, kończąc na „twardej” umiejętności generowania ruchu na stronie.
Pierwsze może być kwestią kombinacji genów i personalnego treningu. Drugie to po prostu konkretna wiedza i działania.
Przyjrzyjmy się aspektowi wiedzy i działań.
Jak zwiększyć ruch na blogu?
Im bardziej bloger się profesjonalizuje, tym bardziej jego działania są przemyślane i celowe. Rolę zaczynają odgrywać strategia oraz stosowane narzędzia. Bloger-hobbysta, ale z podpiętym Google Analytics i miesięcznym planem publikacji treści, jest już o kilka kroków bliżej stania się blogerem-biznesmenem.
Czyli takim, który wchodzi na swoje konto bankowe i widzi realne wpływy z blogowania.
Wcześniej ustaliliśmy, że liczba odwiedzających stronę ma znaczenie. Jeśli blog generuje większy ruch, reklamodawcy więcej zapłacą za powierzchnię, a marki chętniej nawiążą współpracę. Większy ruch to też więcej potencjalnych klientów, gotowych kupić Twój produkt czy usługę.
Zasadniczo są dwa główne źródła ruchu na stronie:
- Media społecznościowe
Zacznijmy od “sociali”.
Social media a prowadzenie bloga
Kanały social media, takie jak Facebook, Instagram, Twitter czy LinkedIn mogą w istocie sprowadzić ruch na stronę. Są ważnym elementem blogowania, które nie powinno być pomijane.
Profil bloga w mediach społecznościowych to przede wszystkim możliwość gromadzenia w jednym miejscu fanów, do których w każdej chwili można dotrzeć. Nawiązać z nimi kontakt, zapoczątkować dyskusję. Podrzucić im link do świeżego materiału na blogu, w który przynajmniej część z nich chętnie kliknie.
Warto cały czas mieć na uwadze, że na portalach społecznościowych są Twoi potencjalni klienci. Pozyskując fana, tak naprawdę pozyskałeś tak zwanego „leada”. Kogoś, kto wyraził wstępne zainteresowanie Twoją marką i w pewnym momencie będziesz mógł skierować do niego konkretną ofertę sprzedażową.
Jeśli chodzi o sensowność wykorzystania kanałów social media, dochodzi jeszcze kwestia prestiżu. Ludzie patrzą na cyferki.
Jeśli Twój fanpage ma 10 tysięcy polubień, ktoś może pomyśleć: „OK, jest jakaś popularność, czyli to może być niezłe, przyjrzę się”. Bum, nagle został czytelnikiem. Kiedy zaś tych polubień jest 100 czy 300, to może nie oznacza to, że odwiedzający na pewno machnie ręką i wyjdzie. Ale na starcie może być trudniej zdobyć jego zaufanie.
Tak działa społeczny dowód słuszności, jeden ze schematów poznawczych człowieka. „Jeśli tyle osób dało kciuk w górę, to pewnie mają rację”. Często mylące – owszem. Trzeba jednak mieć na uwadze, że działa.
Baza fanów jest też czymś, czego często nie mają Twoi potencjalni reklamodawcy. Stworzyli produkt lub usługę, lecz nie wybudowali wokół siebie społeczności, która im ufa. Równie dobrze może im też zależeć, aby dotrzeć do nowych potencjalnych klientów. Mając wokół siebie ludzi, na których wpływasz poprzez swoje treści, stajesz się influencerem (lub mikroinfluencerem, jeśli społeczność jest stosunkowo mniejsza niż największych blogowych gwiazd). Będąc influencerem, możesz skuteczniej polecać inne marki lub konkretne produkty. I za to marki mogą i chcą płacić.
Podsumowując, dbanie o social media daje Ci:
- Bazę fanów, a więc osób, które raz, że dokładają się do Twojego ruchu na stronie (dajesz im linki, w które klikają), a dwa – które są Twoimi potencjalnymi klientami. Mając stały kontakt z marką budują zaufanie do Ciebie i kiedyś mogą coś od Ciebie kupić.
- Prestiż. Więcej fanów, więcej polubień, więcej komentarzy, to społeczny dowód słuszności, który może przekonać nowe osoby do śledzenia Ciebie jako blogera. Lub kupienia czegoś od Ciebie, nawet już przy pierwszym kontakcie z produktem.
- Możliwość zostania (mikro)influencerem. Marki chcą współpracować z blogerami, którzy mają wybudowaną wokół siebie społeczność – czyli „prawdziwych ludzi”, a nie tylko suche statystyki w Google Analytics (nawet, jeśli imponujące).
Czy w takim razie, aby zwiększyć rozmiary bloga, wystarczy prowadzić profile w social mediach?
Teoretycznie możesz być blogerem, który zbudował niesamowicie rozwiniętą i wierną społeczność fanów na przykład na Facebooku czy Instagramie. Stamtąd zaczął z powodzeniem kierować ludzi na stronę, nie dbając szczególnie o ruch z wyszukiwarki.
Zgromadziłeś tę społeczność wokół jakiejś nośnej idei czy niszowego tematu, w którym nie ma wielu ekspertów. W środowisku jesteś znany jako TEN bloger. Twoja ksywka pojawia się w kuluarowych rozmowach. Na przyjęciach. Podczas spotkań i konferencji branżowych. Jako czyjeś ostatnie słowo na łożu śmierci. Wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Nie trzeba Cię googlować.
W dodatku nie potrzebujesz dużo ruchu na stronie. Wystarczy, że wejdą Ci, którzy wejść mają. Dzięki sile Twojej marki osobistej i tak kupią wystarczająco dużo Twoich produktów i zabookują usługi na najbliższy kwartał.
Tak. To wszystko raczej mało prawdopodobny scenariusz.
Bardziej prawdopodobne, że tym, czego najbardziej potrzebujesz jako bloger z aspiracjami do robienia pieniędzy, jest przede wszystkim większy ruch na stronie.
Jest taki cel, do osiągnięcia którego media społecznościowe nie są najlepszym środkiem. Tym celem jest zapewnienie blogowi stałego wzrostu liczby odwiedzin.
Uproszczony schemat sprowadzania na stronę ruchu z Facebooka czy innych mediów społecznościowych wygląda następująco:
Publikujesz nowy artykuł, powiadamiasz o tym swoich fanów, fani klikają w link, czytają artykuł, artykuł jest fajny, dają kciuk w górę.
Spoglądasz do Google Analytics i faktycznie widzisz wzrost statystyki odwiedzin. Spośród 10 tysięcy fanów, 2 tysiące kliknęło w link do Twojego świeżutkiego artykułu.
Albo niech będzie, że stworzyłeś tak zwanego virala. Materiał, który dzięki wsparciu innych influencerów szybko zyskał dużą popularność w internecie, wychodząc szeroko poza Twoją oryginalną bazę fanów.
Dostajesz więc 10 tysięcy kliknięć.
Na wykresie Google Analytics wygląda to tak, jakby akcja serca w jednej chwili została przywrócona. Płaska dotąd linia nagle wystrzeliwuje w górę. W ciągu jednego, dwóch, trzech dni osiąga swój szczyt, po czym… pikuje w dół do starego poziomu, ewentualnie zatrzymuje się nieznacznie ponad nim.
Puls znów zanikł. Przywróci go dopiero kolejny artykuł, który opublikujesz za kilka dni. Na wykresie odwiedzin okres pomiędzy publikacjami będzie się odznaczał płaską linią o niskiej wartości.
W praktyce oznacza to, że ruch na Twojej stronie, jeśli bazujesz na mediach społecznościowych, jest uzależniony od nowych publikacji. Strona będzie notować „strzały” odwiedzin w momentach, w których coś wrzucasz i informujesz o tym fanów.
„Uzależniony” to dobre słowo. Jeśli bowiem odetniesz dopływ nowych materiałów, blog szybko okaże się martwy.
Social media vs. SEO
Prowadzenie fanpage’a, zwiększanie liczby fanów, angażowanie ich w dyskusję itd., to cała, osobna filozofia. Temat ten warto zgłębić, a swoim profilom społecznościowym poświęcić należytą uwagę. Płyną z tego bowiem konkretne korzyści.
Jednocześnie, jeśli zależy Ci przede wszystkim na tym, aby zwiększać ruch na swojej stronie, social media powinny być drugoplanowe wobec dbania o tak zwany ruch organiczny – czyli zdobyty dzięki wyszukiwarce.
Nie należy bagatelizować tej kwestii, myśląc o tym, jak zarabiać na blogu. Jeśli chcesz zarabiać na blogu, musisz nauczyć się „w to całe SEO”, czyli stosować działania, które wzmacniają pozycję Twojej strony w internecie (SEO to akronim od search engine optimization, optymalizacja pod wyszukiwarki). Nie ma zmiłuj.
Optymalizacja treści i samej strony pod Google może zapewnić Ci sporo ruchu z wyszukiwarki – a także stabilny wzrost liczby odwiedzin, niezależny od “strzałów” z social mediów.
To ważny element działań praktycznie wszystkich blogerów, którzy mają na tyle dużo odwiedzin na stronie, by zarabiać konkretne pieniądze.
Zwiększenie widoczności strony i magia słów kluczowych
Aby notować więcej ruchu na stronie, musisz zwiększyć jej widoczność w Google na powiązane z tematem bloga frazy kluczowe.
Powracamy do całkiem prawdopodobnej hipotezy z kilku akapitów wyżej: bloger, który zarabia, ma strategię. Harmonogram publikacji. Planuje wpisy nie tylko ze względu na czas, ale również ich treść.
Skąd zarabiający bloger wie, co powinien opublikować?
Oczywiście jego własne przemyślenia, emocje, wena, intuicja – wszystko to odgrywa tutaj niebagatelną rolę, determinując styl i treść publikacji.
Ale nie mniejszą rolę odgrywają słowa (tudzież frazy) kluczowe. Ponieważ, aby notować więcej ruchu na stronie, musisz zwiększyć widoczność w Google na owe powiązane z tematem bloga frazy kluczowe.
Czym są frazy kluczowe?
To dzięki nim i poprzez nie bloger określa, do kogo ma trafić jego materiał. Czy ostatecznie trafi – to będzie zależało od szeregu czynników, w tym od siły jego konkurencji, która przecież też walczy o jak najwyższe pozycje w Google.
Mechanizm jest prosty. Wpisujesz w Google zapytanie „jak się ubrać na sylwestra” (to właśnie jest ta fraza kluczowa) i tak oto trafiasz na blog Jakuba Roskosza. Zadbał o to, by być jedną z pierwszych propozycji rozwiązania problemu, jaki wpisałeś w wyszukiwarce. A przy okazji, skoro już tu jesteś… może skorzystasz z oferty współpracy?
Frazy kluczowe pokazują, czego tak naprawdę ludzie szukają w Google. A jako bloger, chcesz i potrzebujesz to wiedzieć. Żeby móc kształtować przyszłe trendy, trzeba cały czas być na bieżąco z obecnymi.
Aby pogłębić wiedzę o frazach kluczowych, zapoznaj się z artykułem: Wyszukiwanie słów kluczowych – przewodnik krok po kroku.
Walka o pozycję
Dzięki mądrze prowadzonym działaniom SEO, możliwe jest znalezienie się na pierwszej stronie czy nawet pierwszych pozycjach pierwszej strony wyszukiwarki – na hasła, które interesują Twoich potencjalnych czytelników i klientów.
„Co warto zobaczyć w Londynie” albo „gdzie zjeść w Zakopanem” może kierować do Twojego bloga podróżniczego.
„Triki makijażowe” do bloga modowego.
„Dziecko bije się po głowie” do bloga parentingowego.
„Jak oszczędzać pieniądze” i tak zaprowadzi do Michała Szafrańskiego, ale może powalczysz o drugie miejsce.
Odpowiedź na pytanie, jakie frazy mają kierować ludzi na Twojego bloga (albo inaczej: czego w internecie może poszukiwać Twój potencjalny czytelnik), w dużej mierze zdeterminuje Twoją strategię publikacji.
Zarabianie na blogu firmowym
W tym miejscu warto wspomnieć o temacie bloga firmowego, który sam z siebie pewnie wymagałby kolejnego, dużego artykułu. Umówmy się, że nie będziemy schodzić za głęboko, a raczej prześlizgniemy się po powierzchni.
Blog firmowy to przede wszystkim:
- Budowanie społeczności wokół marki,
- Budowanie wiarygodności,
- Możliwość nawiązania współpracy z innymi firmami (na przykład na zasadzie publikowania gościnnych wpisów),
- Zdobywanie nowych klientów, reklamowanie produktów i sprzedaż.
Jak widać, nie różni się jakoś bardzo od prowadzenia “zwykłego” bloga. Zasadniczą różnicę można określić w taki sposób, że mając “zwykłego” bloga, aspekt biznesowy z reguły przychodzi później; w przypadku bloga firmowego, zaczynasz od stworzenia biznesu, a blog dochodzi jako narzędzie wspomagające sprzedaż.
To często na tym aspekcie wspomagania sprzedaży skupiają się w swojej pracy specjaliści od content marketingu (marketingu treści). Dobrze napisany artykuł może poprowadzić czytelnika za rękę, od zdobycia jego uwagi i zainteresowania tematem (góra lejka sprzedażowego), przez zainteresowanie produktem, po kliknięcie “dodaj do koszyka” i “zapłać” (dół lejka sprzedażowego).
Lejek sprzedażowy
Sam blog przeważnie klasyfikowany jest jako narzędzie z góry lejka, a więc służące przede wszystkim pobudzeniu świadomości marki, zdobyciu uwagi potencjalnego klienta. Czyli, w praktyce: ktoś szuka w Google odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie, np. “jak zwiększyć sprzedaż w sklepie internetowym” i znajduje na ten temat artykuł na blogu firmy marketingowej. W ten sposób dostaje odpowiedź, której szukał, a jednocześnie poznaje firmę, z której usług być może skorzysta.
Wchodząc w ten artykuł, znalazł się w lejku sprzedażowym. Być może go opuści, a być może zejdzie do samego dołu – dokona zakupu. Zależy to w dużej mierze od autora artykułu. Jeśli sprawnie poprowadzi czytelnika przez całą “customer journey” (podróż klienta), być może pozostawi go z wrażeniem, że najmądrzejsze, co teraz może zrobić, to kliknąć „Kup” lub przynajmniej wysłać zapytanie ofertowe.
Aby to się udało, dobrze jest dopasować frazy kluczowe do intencji czytelnika. Te intencje zmieniają się wraz z pokonywaniem kolejnych etapów “podróży klienta”. W pewnym sensie, na każdym z nich użyjemy nieco innego języka. Trzeba, po pierwsze, dobrze rozumieć ideę lejka sprzedażowego i customer journey, a po drugie – sprawnie korzystać z narzędzia, które pomoże nam dostosować frazy kluczowe. Szanse na sukces sprzedażowy zwiększysz również, używając języka korzyści.
Jak znaleźć słowa kluczowe dla swojego bloga?
Tu wielce przydatne okazuje się Senuto, z którego zresztą korzysta niejeden polski bloger. W aplikacji możesz łatwo znaleźć odpowiedź na kluczowe, ze strategicznego punktu widzenia, pytania.
Kluczowe pytania i kluczowe frazy. To nas interesuje.
Dzięki temu sprawdzisz, jak konkretne działania SEO przekładają się na wzrost widoczności witryny w Google. Obserwujesz postępy. Uśmiech rośnie.
No chyba że popełniasz jakiś błąd w działaniach SEO, dlatego widoczność nie rośnie i uśmiech też nie. W takim wypadku spędź trochę więcej czasu na blogu Senuto, gdzie znajdziesz mnóstwo dobrych rozwiązań i wskazówek dotyczących pozycjonowania.
> Jaka jest moja pozycja na wybraną frazę? (i jak się wzmocnić na daną frazę)
Sprawdzenie tego jest szczególnie przydatne, gdy chcesz szybko sprawdzić, jaka jest pozycja wybranej strony (niekoniecznie własnej) na konkretne słowo kluczowe. Jeśli prowadzisz bloga o tematyce rozwoju zawodowego, możesz chcieć być widoczny na frazę “autoprezentacja” (Baza słów kluczowych Senuto pokazuje, że hasło to jest wyszukiwane 4400 razy w miesiącu).
Jeśli Twoja pozycja na tę frazę nie łapie się na pierwszą stronę wyszukiwania, warto ją wzmocnić – na przykład tworząc najlepszy i najbardziej kompleksowy artykuł na temat autoprezentacji, jak internet długi i szeroki. Jak tego dokonać?
Tu niezwykle przydatna okazuje się wspomniana wcześniej koncepcja Topical authority, która mówi o tym, jak tworzyć takie artykuły-kolosy, za które Google Cię pokocha i z miłością przyśle na Twoją stronę miliony czytelników. Poczytaj o tym.
Baza słów kluczowych jest nieoceniona w procesie wyszukiwania tematów na wpisy, dzięki czemu można stworzyć bardzo dobry plan contentu (treści, jakie mają się pojawić na blogu). Moduł ten pomaga również znaleźć słowa kluczowe do konkretnego artykułu, tak aby lepiej napisać go “pod Google” (jeśli lepiej piszesz “pod Google”, to Google bardziej Cię lubi i pcha Cię wyżej w wynikach wyszukiwania). Zebrane w bazie frazy można dostosować według potrzeb i zapisać je w wygodnym pliku .xlsx.
W module Bazy słów kluczowych sprawdzisz też, jakie konkretnie pytania zadają Twoi potencjalni czytelnicy w Google (raport Pytania). Bez tej wiedzy trudno wyobrazić sobie dobrze dostosowany plan publikacji, nastawiony na zwiększenie ruchu z Google.
Kolejna ważna rzecz to słowa zależne, czyli frazy semantycznie powiązane z tą, która najbardziej Cię interesuje. Co jest semantycznie powiązane ze słowem pies? Na przykład smycz albo karma. A z frazą „jak zarabiać na blogu”? Na przykład „jak się zarabia na blogu”. Mając listę tego typu zależności wiesz, jakich fraz zależnych używać w swoim artykule, aby Google uznał go za najbardziej wartościowy w kontekście frazy kluczowej i wypchnął go wyżej w wynikach wyszukiwania.
Jak zatem wyszukiwać słowa kluczowe do artykułu?
To łatwe.
Wybierz frazę powiązaną z tematem, który chcesz omówić na blogu lub z produktem, który chcesz sprzedać. Trzymajmy się przykładu bloga poświęconego ziołolecznictwu. Interesuje Cię fraza, na przykład, “zioła na wątrobę”. Kiedy wpiszesz ją do Bazy słów kluczowych Senuto, zobaczysz listę propozycji:
Poza tymi wynikami, możesz też sprawdzić konkretne pytania, które są najczęściej wpisywane w Google w związku z tą frazą, jakie są powiązane z nią słowa zależne oraz grupy słów. Na tej podstawie wiesz, co Google potraktuje jako wartościowy materiał w kontekście zapytania “zioła na wątrobę”.
W dużej mierze od Twojej kreatywności zależy to, jak wykorzystasz frazy kluczowe w swoim artykule. Karolina Matyska z Senuto napisała bardzo fajny poradnik jak napisać artykuł na Bazie słów kluczowych – sprawdź go.
> Jak sprawdzić, które frazy są popularne w danym miesiącu?
Sezonowość fraz w Google to kolejny temat. „Meble ogrodowe” nie cieszą się szczególną popularnością w grudniu, zaś „pomysły na Sylwestra” nie są jednym z sierpniowych hitów wyszukiwarki. W związku z tym, z publikacją pewnych materiałów lepiej będzie zaczekać. Z innymi – pospieszyć się, póki trwa sezon.
Wiedząc, jakie będą trendy w Google za dwa czy trzy miesiące, możesz się zawczasu przygotować. Pomyśleć nad tematami i ten artykuł o meblach ogrodowych na spokojnie przygotować sobie kilka miesięcy przed startem sezonu letniego i w odpowiednim momencie tylko go odświeżyć. Tak naprawdę w styczniu, w oparciu o sezonowość, można zaplanować publikacje na cały rok (oczywiście nie newsowe, a tak zwane evergreenowe – czyli takie, które co do zasady nie tracą na aktualności).
> Na jakie frazy moja konkurencja jest widoczna, a ja nie?
Fragment z podlinkowanej strony poradnika mówi w zasadzie wszystko: „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Są jednak informacje, które po prostu trzeba mieć. Jedną z nich jest to, na jakie frazy konkurencja jest widoczna w Google, a Twoja witryna nie. To bardzo ważna kwestia, ponieważ ruch pozyskiwany w ten sposób przez konkurentów, mógłby należeć do Ciebie”.
Dlatego warto co jakiś czas generować raport, obrazujący jak wygląda sytuacja odnośnie każdej frazy dla Twojej domeny oraz domeny konkurencji.
Czyli w praktyce:
- Szukasz fraz, na które widoczna jest Twoja konkurencja, a Ty nie,
- Jeśli te frazy są istotne dla Twojej strony, przygotowujesz na ten temat wartościowe treści. Oczywiście lepsze niż ma konkurencja. Ponownie wracamy do koncepcji topical authority.
SEO na blogu i żarcik na koniec
Podkreślmy to raz jeszcze: o SEO strony (optymalizację pod wyszukiwarki) trzeba zadbać równie mocno, jak o jakość publikowanych materiałów. Bez tej optymalizacji nawet najbardziej wartościowe treści mogą zginąć w czeluściach internetu, docierając tylko do wąskiej grupy osób. To jedna z najważniejszych zasad dotyczących tego, jak zarabiać na blogu.
Senuto zrobi za Ciebie kawał roboty. Ale chcąc podkręcić SEO trzeba pamiętać też o kilku innych rzeczach: śródtytułach, odpowiednio zbudowanym adresie URL, metatytule, linkowaniu wewnętrznym i zewnętrznym i tak dalej.
Warto pogłębić tę wiedzę, przyswoić kilka nieskomplikowanych zasad. Jeśli masz bloga na WordPressie, zainstaluj odpowiednie wtyczki, np. popularne Yoast SEO, które pomogą Ci w optymalizacji treści pod wyszukiwarkę.
Teraz obiecany żarcik.
Wiesz, gdzie najlepiej ukryć ciało, tak, żeby nikt go nigdy nie znalazł?
Na drugiej stronie wyników wyszukiwania Google.
Dlatego bez względu na to, z jakich narzędzi zamierzasz korzystać, generalna zasada brzmi: jeśli akurat nie próbujesz ukryć ciała, zawsze staraj się być na pierwszej stronie, na właściwe frazy kluczowe. To gra warta świeczki.
Jak pokazaliśmy wyżej, to, ile można zarobić na blogu, jest ściśle skorelowane z liczbą odwiedzin, w zasadzie bez względu na metodę zarobkowania, którą wybierzesz.
Pobaw się tym.
Widzimy się na pierwszej stronie.