Jak robić SEO międzynarodowe? Transkrypcja webinaru Senuto

Webinary Video
Wojciech MaroszekWojciech Maroszek
Opublikowano: 12.05.2020

Jak pozycjonować się za granicą, czyli SEO międzynarodowe – taki był temat AMA (ask me anything, zapytaj o cokolwiek), w którym udział wzięli specjaliści i praktycy SEO: Robert Niechciał, Mateusz DelaMaciej Chmurkowski, a także Damian Sałkowski z Senuto.

Doświadczeni w pozycjonowaniu stron na rynki zagraniczne – między innymi Norwegię, Niemcy, Wielką Brytanię, Litwę, Łotwę – mogli odpowiedzieć na wiele pytań związanych z międzynarodowym SEO. Dowiesz się m.in.: jak wygląda pozyskiwanie linków i contentu za granicą? W których krajach pozycjonować jest łatwo, a w których trudno? Jakie są różnice w cenach? Jak wypozycjonować stronę na kilka rynków równocześnie i rozwiązywać problemy z domenami? Jak poradzić sobie z różnicami w wersjach językowych stron?

Poniżej znajduje się nagranie webinaru, a także wygodna wersja tekstowa.

Mam firmę, która początkowo działała w Polsce, jednak z czasem jej zasięg rozszerzył się na inne kraje. Jak pozycjonować stronę równolegle na kilka rynków?

[Maciej Chmurkowski]: Jeżeli dotychczasowa strona była na domenie .pl, to ja bym się zastanowił nad dwiema opcjami. Pierwsza: migracja na domenę międzynarodową i przerzucenie treści alternatywnych na dany język na katalogi. Druga: zrobienie osobno każdej domeny na kraj. Natomiast druga opcja jest dużo bardziej kosztowna, pracochłonna, trzeba by było wtedy promować każdą domenę z osobna. Jeżeli kupujemy domenę, to potrzebujemy trochę czasu, żeby ją rozruszać, więc ja bym jednak migrował na domenę międzynarodową.

[Mateusz Dela]: Ja jestem bardziej za opcją drugą, czyli rozdzieleniem każdego rynku na osobną domenę, z tego względu, że mamy większą kontrolę nad linkami, nad tym, co się dzieje i jak każda domena rankuje. I to są takie niezależne środowiska, dzięki czemu jesteśmy w stanie wiedzieć, dlaczego coś poszło w górę, a coś w dół. Jest to o wiele bardziej kosztowna zabawa, niemniej ja jestem zawsze za opcją numer dwa.

[Robert Niechciał]: Co znaczy „domena międzynarodowa”? Domeny .com, .eu, .info, .net i tak dalej, są to domeny, które możemy dopisywać do każdego rodzaju kraju.

Są trzy typy: gTLD, czyli generic TLD – taka, która jest możliwa do lokalizacji w każdym kraju; ccTLD, czyli country code TLD, to są domeny na przykład .pl i z dużą pewnością jesteśmy w stanie tę domenę pozycjonować skutecznie tylko w Polsce.

Mi się raz w życiu udało domenę z rozszerzeniem .pl wypozycjonować w Niemczech. Trzeci rodzaj to domeny, które nazywają się gccTLD, czyli stanowią mix powyższych dwóch – i są to domeny na przykład .tv, .io, .co. Domeny te przynależą do jakiegoś kraju, tak jak .co do Kolumbii, ale w związku ze swoją nazwą jest to domena, która jest możliwa do dopasowania do każdego innego.

Tak więc odpowiadając na to pytanie, jeśli domena międzynarodowa jest zajęta, możemy szukać w tych rozszerzeniach gccTLD. Nawet na Wikipedii jest spis. Są to domeny na przykład: .io, .co, .tv, .fm i tutaj możemy poszukiwać domen, które pozwolą nam skalować za granicą. Ja jestem zwolennikiem tego, by działania międzynarodowe prowadzić w objęciu jednej domeny.

[Maciej Chmurkowski]: Trzeba patrzeć na to, jak będą dalej wyglądały działania tej firmy. Jeżeli ona chce robić ekspansję na naprawdę dużo rynków, to wygodniej będzie z jedną domeną, bo jest łatwo dopisać katalog po prostu i zrobić tłumaczenie – i już wykorzystujemy linki wewnętrzne i moc tej głównej domeny. Jest jeszcze drugi problem związany z osobnymi domenami na każdy kraj. Nie na każdy kraj jesteśmy w stanie zarejestrować domenę, bądź jest to bardzo drogie rozwiązanie. Wszystko zależy więc od tego, jak duża to ma być ekspansja.

Jeżeli mamy sytuację, w której działaliśmy do tej pory na jednym rynku i teraz przenosimy się na wiele rynków i na inną domenę, to jaki czas jest potrzebny, żeby Google załapał tę domenę globalną?

[Maciej Chmurkowski]: Ja bym w ogóle nie robił trzysta jedynki, tylko zrobiłbym canonical. Z naszych testów wynika, że taki canonical łapie mniej więcej po miesiącu, dwóch. Wtedy przychodzi już cała moc.

[Damian Sałkowski]: Bezstratnie?

[Maciej Chmurkowski]: Bezstratnie i dajemy później, po paru miesiącach, przekierowanie 301. Ta praktyka jest sprawdzona i moim zdaniem w stu procentach bezpieczna.

Zapisz się do newslettera Senuto! Świeże materiały z bloga wprost na Twoją skrzynkę:

[Robert Niechciał]: Canonical jest o tyle dobry, że zachowujemy starą strukturę i Google potrafi ją przeindeksować. To jest wyższość tej techniki, bo na starej domenie można sobie crawlować stare podstrony, łapać canonicala, przenosić do nowej i wtedy po czasie robimy sobie 301. Robimy to również stosując od razu 301 do domeny międzynarodowej. To funkcjonowało i trwało mniej więcej dwa do trzech miesięcy zanim ta cała moc, te wszystkie linki zostały przeniesione do domeny docelowej.

Czy wystarczy zawartość strony przetłumaczyć na język i u góry wkleić małą flagę kraju jako wybór języka, żeby zacząć gromadzić stamtąd klientów?

Innymi słowy, czy wystarczy przetłumaczyć polskie treści na przykład na angielskie i podlinkować angielską wersję strony?

[Maciej Chmurkowski] Oprócz tłumaczenia trzeba by było też zrobić odpowiednią strukturę hreflangów, w zależności od tego, jakie mamy języki. Hreflang to jest specjalny kod, który jest umieszczony w head dokumencie. Zawiera odpowiednie odnośniki do danych stron językowych z podaniem kodu ISO. Zatem odpowiadając: nie, nie wystarczy. Ja bym nie robił też wybieranej z selecta flagi. Wykorzystałbym linkowanie wewnętrzne, czyli flaga jako ahrefka.

[Mateusz Dela] Według mnie samo tłumaczenie treści nie wystarczy. Często są tłumaczone polskie treści – na moim przykładzie – na rynek niemiecki. Niekoniecznie ma to zastosowanie z tego względu, że te treści przetłumaczone dla rodowitego Niemca nie są naturalne, więc ja bym tutaj kładł nacisk bardziej na to, żeby te treści były napisane od zera przez native’a. A jeżeli chodzi o same flagi, przeklikiwanie się, to ja bym wolał to zrobić na zasadzie zwykłego ahrefa, czyli linka.

W startupie, w którym pracowaliśmy, zrobiliśmy to na tej zasadzie, że jeżeli jesteś na konkretnej podstronie i wybierasz flagę, to masz jeden do jednego odzwierciedlenie landinga w innym języku. Bo duże serwisy często po prostu robią tak, że jeżeli jesteś na polskiej wersji i chcesz się przełączyć na niemiecką, to mimo że jesteś na podstronie XYZ, to to przekierowanie – czy ten link – kieruje do strony głównej, a nie jeden do jednego do landinga w innym języku.

[Robert Niechciał] Ja tutaj byłbym bardzo ostrożny, jeśli chodzi o takie tłumaczenie jeden-jeden. Widzę dwa zagrożenia. Pierwsze, w warstwie technicznej, że możemy sobie stworzyć, dajmy na to, angielską wersję strony, która będzie rankowała w Polsce. Spotykałem się z takimi przypadkiem, że strona technicznie była źle zoptymalizowana i w Stanach Zjednoczonych nie było żadnej frazy, w Anglii tym bardziej nie było żadnej frazy – a te frazy angielskie rankowały tylko w Polsce. To jest pierwsze zagrożenie. Drugie zagrożenie jest takie, że tłumacząc jeden do jeden zrobimy sobie kalkę językową i to, co ma sens w Polsce, niekoniecznie będzie miało sens na przykład w Anglii.

Tutaj przykład – w Stanach będziemy szukać order food albo food delivery, a w Anglii będziemy szukać food take-away. Wpadając w pułapkę kalki językowej możemy nie dopasować fraz, które są na danym rynku. W Hiszpanii szukamy prestamos personales, czyli kredyty gotówkowe, a w Meksyku taka fraza niekoniecznie ma sens. Tłumacząc jeden do jeden wpadamy na przykład w potencjał siedemset wyszukań, a kiedy zrobimy analizę i dopasujemy tłumaczenia do frazy prestamos en linea, które ma trzydzieści osiem tysięcy wyszukań w Meksyku, to wtedy ma to większy sens.

Jak wygląda pozyskiwanie linków za granicą?

[Mateusz Dela] Z pozyskiwaniem linków na rynkach niemieckojęzycznych, czyli w Niemczech, ale też Austrii i Szwajcarii, jest zupełnie inaczej niż w Polsce. Nie tworzy się napów, nie buduje się zaplecz, nie pozyskuje się linków z katalogów. Jeżeli chodzi o rynek niemiecki, to w większości to są artykuły sponsorowane, artykuły gościnne.

No i też marketing szeptany, który wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce – fora nie są tak zaspamowane jak w Polsce, gdzie ktoś zakłada temat i jest sto postów, z czego dziewięćdziesiąt pięć to są jednozdaniowce z linkiem wychodzącym do strony klienta. Rynki niemieckojęzyczne, to przede wszystkim artykuły sponsorowane plus odrobina marketingu szeptanego.

[Robert Niechciał] Ja mam takie podejście do linków, że głównie staram się skalować PBN-ami i na każdym rynku jest to możliwe. Plus to, że linki między krajami działają. Zakładając podejście, w którym skalujemy się w obrębie jednej domeny, dostajemy automatycznie legitymację do tego, że pozyskujemy link w Wielkiej Brytanii, do katalogu w Wielkiej Brytanii w naszej strukturze, a ta Wielka Brytania wypuszcza nam Niemcy – i na odwrót. Oczywiście na każdym z rynków istnieją te same metody, które są dostępne w Polsce, czyli guest posty, sponsorowane linki – z taką różnicą, że nie ma platform albo jest ich bardzo mało.

Przeczytaj też: Pozycjonowanie na rynek UK – jak się do tego zabrać?

Także wszystko to, co zadziała nam w Polsce, jest przetestowane, że zadziała za granicą. To jest też przewaga tej struktury katalogowej, opartej na hreflangach, że jeden kraj może wypychać drugi kraj. Tutaj czuję metodę do lewarowania wyników krajami tanimi w krajach drogich.

[Maciej Chmurkowski] Moim zdaniem jest przede wszystkim dużo drożej. Jeżeli planujemy budżet na linki na Polskę, to trzeba się przyzwyczaić do tego, że to są dużo większe liczby. I tutaj nie mówię tylko o artykułach sponsorowanych. Jeżeli działamy na PBN-ach własnych, więc wykupujemy ekspirki, wykupujemy domeny aukcyjne – to wykupienie domen na takich dość egzotycznych krajach, typu na przykład Chorwacja, czy nawet Rumunia, często może być drogie.

Jedna domena kosztuje w Chorwacji .hr 400 złotych rocznie. Z tego co pamiętam Rumunia 150, więc jeżeli idziemy w skalę, te koszty są dużo wyższe niż w Polsce. I tak jest z praktycznie każdym TLD-kiem na dany kraj. Więc to linkowanie, nawet z PBN-ów, jest dużo droższe.

W Polsce średni koszt linka wynosi dwieście pięćdziesiąt złotych za publikację – jak to jest w Niemczech?

[Mateusz Dela] Dosyć prosto, czyli liczba zostaje ta sama, tylko walutę zmieniamy na euro. Według moich obserwacji, jeżeli w Polsce faktycznie link kosztuje 200-300 złotych za publikację, powiedzmy na takiej średniej jakości stronie czy mało popularnym blogu, to myślę, że w tej samej wartości, czyli za 250-300 euro możemy znaleźć miejsce, gdzie możemy opublikować artykuł sponsorowany w Niemczech.

[Damian Sałkowski/Senuto] Padł przykład Rumunii, gdzie udało się dosyć tanio kupować, ale były też przykłady drogie.

[Robert Niechciał] Faktycznie w Rumunii pozyskanie linka, który znajdował się w kategorii telewizji klasy TVN, jest to koszt rzędu 120-130, może 150 euro, a jest to jedna z największych telewizji w tym kraju. W Polsce nie wiem, czy to jest możliwe w ogóle. Jeśli to jest możliwe, to na pewno nie w kwocie 130 euro. Jeśli chodzi o rynek brytyjski wszystkie linki, jakie kupowałem, były zawsze na poziomie 100-150 funtów.

Jeśli chodzi o przechwytywanie domen czy drop catch, którym się obecnie zajmuję, tutaj koszt rejestracji domeny są to koszty od 3-4 euro do powiedzmy 10 euro za domenę. I na co warto zwrócić uwagę, że w krajach, nawijmy to, egzotycznych, które są w Europie, typu Chorwacja, rynek drop catchingowy nie istnieje. Ja się śmieję, że to jest charakterystyczne dla wszystkich krajów, w których a) jest Erasmus do trzydziestego roku życia, b) jest sjesta. Tam drop catch nie istnieje i tam można przechwytywać domeny o niesamowitej mocy, właśnie na poziomie rejestracji 3-10 euro. Ja jestem obecnie w tym miejscu, a kupowanie guest postów za wysokie setki euro już odrzuciłem.

[Damian Sałkowski/Senuto] Wyjaśnienie dla tych, którzy może nie są tak bardzo zorientowani: PBN to private blog network. To jest sieć własnych blogów czy własnych stron, nad którymi mamy pełną kontrolę. Ekspirki to są domeny, które wygasły, a ktoś ich nie przedłużył i my je w związku z tym przechwytujemy. Drop catching to też jest przechwytywanie domen, ale na poziomie rejestratora. Czyli masz umowę z rejestratorem i jesteś w stanie szybciej przechwycić domenę niż ktokolwiek inny.

Jaki jest koszt ekspirek na aukcjach?

[Maciej Chmurkowski] Na aukcjach to już jest kosmos, bo zdarzało się nam kupić domeny i po dwa tysiące dolarów na przykład. Ale to już, powiedzmy, na takie „zaplecze premium”. Powracając do tematu Chorwacji: te domeny, które są do kupienia po te 400 złotych, one leżą, one są do wzięcia, one mają fantastyczne linki – i tak naprawdę nawet nie trzeba przechwytywać tych domen, które teraz spadają, tylko wystarczy dobrze poszukać. Tych domen jest mnóstwo. Im droższa domena, tym ich jest więcej.

I jeszcze by uświadomić, jaki jest koszt pokrycia każdą stroną na dedykowanej domenie językowej, to my to kiedyś zrobiliśmy, kupiliśmy prawie wszystkie możliwe domeny w Europie – był to koszt 5000 złotych rocznie. Można znaleźć lokalną firmę, która dla nas to zarejestruje i wtedy też te koszta rosną. Także 5000 to jest spory wydatek roczny na pokrycie domeny – jest to koszt rejestracji i przedłużenia. Zazwyczaj w kwestii cenników jest inaczej niż w Polsce, gdzie się rejestruje domenę za dziesięć złotych, a przedłuża za sto. Zazwyczaj i rejestracja, i przedłużenie jest w podobnej cenie.

Czy jeżeli moja strona działa w kilku krajach, które używają tego samego języka, na przykład USA i Wielka Brytania, czy Hiszpania i kraje Ameryki Południowej, to wystarczy mieć jedną wersję contentu, czy pomimo tego samego języka muszę przygotować inne treści dla każdego kraju?

[Robert Niechciał] Ja mam taką praktykę, w której szykuję dla każdego kraju osobne treści i jest to osobno optymalizowane, ze względu na te kalki językowe, o których wcześniej wspomniałem. Bo w jednym kraju funkcjonują inne frazy, a w drugim funkcjonują inne, mimo że te kraje posługują się tym samym językiem. Takie przykład Meksyk, Argentyna i Hiszpania. Niby ten sam język, a frazy zupełnie różne.

Także stworzenie jednej wersji językowej, dajmy na to jednego podkatalogu dla danego kraju nie załatwia sprawy. Do tego jest takie narzędzie w Search Consoli jak kierowanie międzynarodowe. I tam można określić, w jakim kraju są odbiorcy danej podstrony, nawet w podkatalogu można to określić w ten sposób. To narzędzie działa bardzo dobrze, dobrze przykleja podstronę do danego kraju, tyle tylko że można wybrać jeden. Dlatego ja osobiście preferuję, by każdy kraj był pokryty osobnym katalogiem, osobną wersją.

Do tego każdy kraj będzie miał inną semantykę, inne wolumeny roku i to taki podział spowoduje, że jesteś w stanie się optymalizować skuteczniej. Jeżeli będziemy liczyć na to, że napiszemy stronę po angielsku, będziemy się targetować albo nie, i będziemy oczekiwać, że ona będzie się dobrze pozycjonować w Wielkiej Brytanii, w Stanach i jeszcze dajmy na to w Australii, no to po pół roku dojdziemy do wniosku, że nic z tego nie będzie.

[Mateusz Dela] W przypadku niemieckojęzycznych krajów, to taką dobrą praktyką , którą stosują właśnie niemieckie agencje i ja też, jest przygotowywanie treści pod rynek niemiecki, bo to jest kraj, który ma osiemdziesiąt milionów mieszkańców i jest drugim największym e-commerce’owym marketem w Europie. Więc keyword research jest robiony głównie pod rynek niemiecki. Porównuje się Austriacki i Szwajcarski i pod to treść, która jest napisana na rynku niemieckim dostosowuje się pod konkretny kraj. Często, gęsto jest tak, że ta treść musi być sto procent inna, muszą być inne nagłówki, inne title i inne słowa kluczowe, żeby to po prostu wszystko zagrało pod kątem ilości wyszukiwań.

[Maciej Chmurkowski] U nas też tak zauważyliśmy, że nawet drobne różnice językowe mogą wywołać różnice w konwersji i to znaczną, dlatego jednak na każdy kraj osobno próbowalibyśmy zrobić treści. Poza tym ciężko jest zrobić tę samą stronę na kilka krajów, mimo że to są te same wersje językowe – bo będą różne linki, może nawet różne grafiki, więc to się diametralnie może różnić. Jeszcze nie zapominajmy o mentalności pewnych „konfliktach” pomiędzy krajami. Jeżeli Niemiec miałby kupować z polskiej strony, to pewnie by tego nie zrobił.

Jak pozycjonować się na kraje, które używają więcej niż jednego języka – Belgia, Szwajcaria, Bułgaria i tak dalej?

[Maciej Chmurkowski] W hreflangach, w tym kodzie ISO, możemy ustawić kod języka, a drugi to jest kod geolokalizacji, więc możemy zrobić trzy strony językowe na dany kraj – ale tak naprawdę na trzy języki. To chyba jest najlepsze rozwiązanie, żeby w tych trzech językach się pozycjonować. Trzeba to potraktować tak, jakby to były trzy osobne kraje.

[Robert Niechciał] Mi się wydaje, że akurat jest na odwrót w tym kodzie, że najpierw określasz kraj, później określasz język. I to jest najlepsza metoda. Przykład: Łotwa. Połowa społeczeństwa mówi po łotewsku, połowa po rosyjsku i kod dla Łotwy w języku łotewskim będzie wyglądał lv-lv i tam będzie treść łotewska. Jeśli chodzi o rosyjski, to będzie lv-ru i tam będzie treść rosyjska, targetowana na rynek łotewski. To załatwia sprawę.

[Damian Sałkowski/Senuto] A wtedy ruch czerpiesz z google .ru czy google .lt? Po rosyjsku? Czy z obu domen?

[Robert Niechciał] Nie wiem jak się zachowa na to Yandex [rosyjska wyszukiwarka internetowa – red.], ale te kody ISO są uniwersalne i powinien to zrozumieć. Nie mam doświadczenia, jak ten ruch w Łotwie będzie przychodzić. Natomiast to jest rozwiązanie, żeby to poprawnie skonfigurować i stargetować na multijęzyczne kraje.

Jaki jest wpływ użycia domeny krajowej na międzynarodowe działania SEO?

Czy domena, na przykład, co.uk może się pojawić w Stanach, a polska w Niemczech?

[Maciej Chmurkowski] Ja widziałem różne cuda i widziałem polską domenę, i to nie .pl, tylko com.pl pojawiającą się we wszystkich krajach. Moc miała niesamowitą. Testy pokazują, że można to zrobić. Natomiast, czy jest sens? Jak to konwertuje, to już dzisiaj o tym rozmawialiśmy, że niekoniecznie będzie to dobrze działało.

[Robert Niechciał] Ja też mam jeden taki wyjątek na domenie .pl w Niemczech, ale to jest bardzo mocny wyjątek. I tutaj jest zagrożenie,  że stosując taką technikę i strategię możemy doprowadzić do sytuacji, w której stworzymy sobie stronę niemiecką, która będzie rankować po niemiecku w Polsce, czyli niemiecką wersję językową w Polsce. I to jest największa pułapka, która przy tego typu podejściu może nas spotkać.

[Robert Niechciał] Czyli Niemiec, który będzie w Polsce, wyszuka sobie po niemiecku i znajdzie stronę na terytorium Polski.

[Mateusz Dela] Dokładnie. Ja się z tym wielokrotnie spotkałem, że właśnie niemiecka domena w ogóle rankuje w Polsce i to jest też taka właśnie pułapka. Są takie anomalie, jak najbardziej, z tym że według mnie to nie powinno to tak wyglądać, żeby takie anomalie się pojawiały.

[Damian Sałkowski/Senuto] Dodam od siebie, że ja w Polsce widzę na przykład z dziesięć różnych domen Amazona. Rankuje u nas amazon.de, amazon.co.uk, amazon.com, amazon.fr i kilka innych wersji. Sprawdzam sobie pozycje dla polskich fraz i często widzę zagraniczne domeny, to jest częsta sytuacja.

[Mateusz Dela] To jest kwestia tego, że to jest mocna domena. Taką świeżo zarejestrowaną raczej tego nie zrobimy i nie osiągniemy.

[Robert Niechciał] No i zapewne, to co mówisz i obserwujesz, nie jest to na konkurencyjnych frazach, pod które się optymalizujesz, tylko są to frazy przypadkowe. Po prostu nie ma nic lepszego do dopasowania w danej chwili więc wrzuca, to, co wrzuca.

[Damian Sałkowski/Senuto] I to zazwyczaj dotyczy drugiej albo trzeciej dziesiątki, gdzie już taki jest, powiedzmy, bałagan.

[Robert Niechciał] No właśnie, czyli sytuacja poza kontrolą.

Czy chcąc działać za granicą potrzebuję specjalisty z danego kraju, czy mój lokalny gość powinien znać się na rzeczy? 

[Mateusz Dela] Ja jestem jak najbardziej lokalnym gościem, który robi za granicę. Z perspektywy pięciu lat działania na rynku niemieckim teoretycznie da się to robić, a praktycznie to wygląda tak, że ja w Berlinie mam mojego biznes partnera, który zajmuje się SEO od 10 lat i on zna wszystkie zagadnienia i niuanse rynku niemieckiego. U mnie odbywa się to tak, że ja tutaj wszystko konsultuję z polskimi klientami, ich uwagi, roszczenia, propozycje i tak dalej. Następnie rozmawiam z moim biznespartnerem z Niemiec i on stara się nasze pomysły, idee dostosować pod lokalne warunki niemieckie. I on to propaguje, jeżeli chodzi o link building, o tworzenie treści i tak dalej.

W każdym kraju jest dużo niuansów. Są przyzwyczajenia konkretnych narodowości. Jest mega dużo czynników, z których nie zdajesz sobie sprawy, nawet jeżeli umiesz mówić w danym języku. Więc ja mam gościa, który jest Niemcem, który zajmuje się SEO dziesięć lat i zjadł na SEO zęby. Nie twierdzę natomiast, że nie da się tego zrobić na zasadzie, na przykład, że ja teraz bym wszedł na rynek szwedzki i ponieważ wiem, że trzeba mieć treści, wiem, że trzeba mieć linki, wiem, że trzeba zoptymalizować – to być może bym osiągnął efekty. Nie twierdzę, że nie. Tylko z mojej perspektywy ten most, który ja stworzyłem, działa bardzo dobrze.

[Robert Niechciał] Ja jestem zdania, że specjalista z Polski, który nie ma bariery języka angielskiego powinien sobie poradzić. Co nie zmienia faktu, że na każdy rynek dobrze mieć native speakera, który na podstawie planu contentowego zbuduje treści w realiach danego kraju. Natomiast jeżeli chodzi o SEO, to optymalizacja techniczna czy jest po angielsku, czy po niemiecku – to się nic nie zmienia. Jeżeli chodzi o link building, no to zasadniczo też się nic nie zmienia, a więc sprytny lokalny magik, ze wsparciem native speakera w danym kraju, powinien sobie ze wszystkim poradzić.

[Maciej Chmurkowski] Są smaczki, które ktoś, kto już pracował na danym rynku powinien znać. Na przykład Czechy i Seznam. Tam nie króluje Google. Jest Seznam, pod który się optymalizuje. Z reguły to są małe różnice, które wynikają raczej z doświadczenia, więc ktoś, kto jest specjalistą i może zrobić audyt techniczny, linki może pozyskać na polskich platformach – bo ma już też międzynarodowe serwisy w swojej ofercie – to powinien dać sobie radę.

I jeszcze na temat tłumaczeń jeden do jednego: ja niekoniecznie zawsze zakładam tłumaczenie jeden do jednego, tylko raczej, nawet jeżeli to zostanie przetłumaczone przez jakieś biuro tłumaczeń, to fajnie by było, żeby jakiś native na to rzucił okiem. Na przykład, ja pracuję z filologiem hiszpańskiego, więc nam jest trochę łatwiej na tym rynku. On jest w stanie wejść w Googla hiszpańskiego, znaleźć odpowiednie serwisy, trochę inaczej linki kupić niż tylko znając angielski.

Są drobne różnice, ale generalnie każdy powinien sobie z tym poradzić. Jeszcze zależy jaki język, bo cyrylica jest trudna, Azja jest trudna. Niektóre języki mają zupełnie inną strukturę słów. Zdania nie są rozdzielone, każda litera jest tak, jakby była w Polsce słowem. Więc nawet, jeżeli chce się formatować tekst i umieszczać to na stronach, zawsze jest jakiś problem.

[Robert Niechciał] Dlatego native speaker jest potrzebny. Tutaj jeszcze taki tip: nawet jeżeli chcemy kupić linki na SAPE, które jest po rosyjsku, to przecież chrome ma opcję tłumaczenia strony. Każdą platformę można przetłumaczyć na angielski. Więc jest to kwestia sprytu, pomysłu i można jechać.

[Damian Sałkowski/Senuto] Czy są jakieś kraje, gdzie domeny krajowe zadziałają zdecydowanie lepiej niż .com?

[Robert Niechciał] Czyli takie założenie, że domena ma pokryć kilka krajów? Wątpię. Nie sądzę, żeby to miało znaczenie. W sensie, że domena .de będzie lepiej rankować w Niemczech, niż domena .com na daną frazę.

[Robert Niechciał] Wydaje mi się, że nie.

[Maciej Chmurkowski] .com zdecydowanie.

[Robert Niechciał] Tak, na pewno można by tutaj domeny, które są darmowe i multijęzyczne, czyli na przykład .tk nie będą dobrze reagować. Być może w jakichś egzotycznych domenach typu .io, .co, można faktycznie znaleźć jakieś różnice. Natomiast jeśli chodzi o .com, to myślę, że nie.

[Mateusz Dela] Ja bym trochę obrócił to pytanie, bo z perspektywy SEO – według mnie nie. Ale tutaj może być taki czynnik na zasadzie, że Polacy jak zobaczą w top trzy jakąś domenę, która jest .pl-pl i .com.pl, to tutaj mogą być takie niuanse, że internauci może bardziej zaufają lokalnej domenie niż takiej, która jest w subfolderze .com. Ale to jedynie coś takiego mi przychodzi do głowy, z perspektywy user experience, że gdzieś tutaj mogą w serpach lokalni internauci wybrać sobie krajową domenę.

[Robert Niechciał] Wydaje mi się, że w niektórych krajach breadcrumbem można całkiem nieźle to ograć i po prostu na pierwszym miejscu nie pokazać nazwy domeny. Nie się wyświetli po prostu, jeśli dobrze pamiętam.

[Maciej Chmurkowski] A mnie zastanawia jedna rzecz, też chyba do przetestowania – żeby zrobić większość krajów na domenie .com, a na przykład Niemcy osobno. Można to połączyć również hreflangiem, bo działa na domenach zewnętrznych. Robiłeś coś takiego? Ze względu na przykład na konwersję.

[Mateusz Dela] Nie robiłem tego, ale jeżeli chodzi o rynek niemiecki, raczej właśnie Niemcy się skłaniają ku lokalnej domenie .de. Niemcy wolą kupować od Niemców. Dlatego właśnie Polacy, którzy wychodzą na rynek niemiecki starają się zniemczyć na maksa, czyli zarejestrować niemiecką spółkę, mieć niemiecki wirtualny adres, niemiecki numer telefonu. Są też wyjątki od tego, że są polskie produkty, które Niemcy świadomie wybierają, na przykład Fenster aus Polen, czyli okna z Polski. Niemcy wiedzą, że polskie okna są lepsze i tańsze od niemieckich i jak najbardziej wyszukują właśnie polskich producentów okien, żeby je kupić i ściągnąć do swojego kraju.

Czy możecie polecić jakieś zagraniczne sieci afiliacyjne dotyczące branży automotive? Czy jest jakiś sposób, aby sprawdzić czy jakaś konkretna strona należy do jakiejś sieci afiliacyjnej?

[Maciej Chmurkowski] Nie polecę, akurat w tej branży nie działam, natomiast ze sprawdzaniem zawsze jest problem. Zazwyczaj to jest tak, że w linku afiliacyjnym jest też ID afilianta, ale też jest domena. I zazwyczaj te linki są poukrywane, żeby uniknąć tego footprinta, ale to jest taka trochę mrówcza robota. Można pewnie było skorzystać trochę z jakichś narzędzi. Trzeba by było po prostu zarejestrować się w danej sieci afiliacyjnej, zobaczyć na jakich domenach ma swoje landingi i szukać odnośników na innych stronach. I wtedy można sprawdzić, ale jeżeli ktoś robi afiliację i robi to długo, to raczej stara się to ukryć.

[Robert Niechciał] Jeżeli chodzi o sieć, to bym strzelał do Tradedoublera, wydaje mi się, że tam kiedyś widziałem jakiś automotive. Jeżeli chodzi o sprawdzenie, czy jakaś konkretna strona należy do sieci afiliacyjnej, to ja bym spróbował dokonać fejkowej konwersji na tej stronie i na Thank You Page poszukać w kodzie, czy nie ma jakichś piksel kodów, które zwracają konwersje do sieci afiliacyjnej. Jeżeli dana strona jest w jakiejś sieci afiliacyjnej, to musi wysłać jakąś konwersję do tej sieci. Jeżeli jest to wdrożenie pikselem html-owym, to tam znajdziecie, gdzie ta konwersja jest przesyłana dalej.

[Maciej Chmurkowski] A na pewno nie ma jakiegoś sposobu na seryjne znajdowanie takich stron. Trzeba zawsze jednak manualnie to sprawdzać.

Czy na rynku niemieckim istnieje coś w stylu Whitepressa?

[Mateusz Dela] Ja osobiście się nie spotkałem. Jedyną taką anomalią jest pewna niemiecka agencja SEO, która funkcjonuje na tej zasadzie, że jeżeli zostajesz klientem tej agencji SEO, pod kątem link buildingu, dostajesz swój login i hasło i logujesz się do takiej platformy właśnie a’la Whitepress. Tam jako klient masz na przykład dziesięć tysięcy euro miesięcznie do wydania na linki.

Ta agencja SEO sugeruje ci, gdzie zrobić publikację, ale przesłać swoje sugestie, że chcesz być na przykład na bild.de w tym miesiącu i sobie zaznaczasz, i tam są właśnie też takie parametry jak w Whitepress’ie. Więc takiego stricte jeden do jednego Whitepress’a nie znam, ale w ramach tej niemieckiej agencji SEO coś takiego jest i funkcjonuje.

[Robert Niechciał] Czy to jest jakieś wewnętrzne narzędzie?

[Mateusz Dela] Tak, tylko musisz być klientem tej agencji i mieć podpisaną tam umowę na chyba minimum dwanaście miesięcy. Wtedy oni na podstawie tego researchu sobie budują tę bazę i jest to taki a’la Whitepress.

Jeżeli chodzi o mnie i moje działania, my zawsze robimy research i wyszukujemy portale, które są stricte pod klienta. Oczywiście mamy swojego Excela, gdzie mamy zapisane serwisy lokalne z newsami, tam znamy stawki i wiemy, że możemy bezpośrednio do nich uderzyć. Wtedy często jest tak, że jak klient przychodzi i potrzebuje dziesięć linków z serwisów informacyjnych, no to na dzień dobry możemy im powiedzieć, że cena taka i taka. Ale często jest tak, że musimy ręcznie wyszukiwać sobie te portale i po prostu dzwonić, mailować.

[Damian Sałkowski/Senuto] To może rozszerzmy to pytanie i weźmy pod uwagę też inne rynki, nie tylko niemiecki. Czy jest taki odpowiednik, na rynkach, na których działacie?

[Robert Niechciał] Ja ostatnio widziałem trochę w Hiszpanii takich platform. Natomiast nie pamiętam ich nazw. Czy w Wielkiej Brytanii na przykład jest Pitchbox, ale to jest narzędzie, które służy do tego, żeby stworzyć sobie listę, zrobić jakieś follow-up’y i po prostu wysyłać maile do ludzi.

[Maciej Chmurkowski] Linkhouse, Marketin9, to są podstawowe. Każdy może sobie na danym rynku jeszcze poszukać, można skorzystać z translatora. Może nie są to tak duże sieci, ale myślę, że na każdym rynku można coś sobie znaleźć.

[Damian Sałkowski/Senuto] Linkhouse ma na pewno niemieckie portale, z tego co widziałem, przynajmniej kilkadziesiąt. Natomiast Whitepress ma na przykład biura na Słowacji, w Rumunii i zdaje się na Węgrzech. Więc tam działają bardzo lokalnie i na tych rynkach na pewno można w Whitepress’ie kupić. Marketin9 też ma serwisy w Wielkiej Brytanii, a Linkhouse chyba jeszcze w Hiszpanii ma. Ostatnio też Danię dodali, więc te polskie platformy też mają jakąś ofertę na te rynki zagraniczne.

Czy testowaliście domeny dedykowane konkretnym branżom, na przykład .fitness pod sport/fitness, domena .catering pod catering i tak dalej, czy to ma pozytywny wpływ i lepiej się pozycjonuje niż domena globalna czy krajowa?

[Robert Niechciał] Ja myślę, że to będzie ciekawa rzecz za jakiś czas, ale jeszcze tego nie robiłem. Natomiast w takich swoich wewnętrznych analizach widzę coraz więcej takich domen, które zaczynają się pojawiać w danych krajach. Z tego co pamiętam, nawet bank Paribas ma rozszerzenie .paribas, chyba w Hiszpanii. Fajnie im to funkcjonuje i te strony wychodzą wysoko.

Dzisiaj wpadłem na domenę w Wielkiej Brytanii w uk.coop – cooperation – i to jest jakaś instytucja charytatywna, która fajnie działa na takiej domenie. Natomiast nigdy sam nie robiłem nic na takich domenach. Chyba, że założyć domenę XYZ jako tego typu domenę. Swego czasu królowały w spamach i wynikach. Ale czy będzie miało pozytywny wpływ? Wątpię.

[Maciej Chmurkowski] XYZ były bardzo tanie swego czasu, nie wiem jak to teraz wygląda. One były kupowane, żeby tam, tak jak mówisz, szło dużo spamu.

[Robert Niechciał] Tak, ale jakieś tam efekty były generowane na tych domenach.

[Maciej Chmurkowski] Tak, tylko że ciężko odsiać to później, jeżeli są ekspirki. Tak samo ja nie testowałem .fitness ani innych tego typu i też nie sprawdzałem cen. Zazwyczaj te nowe domeny są dość drogie przy rejestracji.

[Damian Sałkowski/Senuto] Sądząc po ich liczbie w top 3 wyników wyszukiwania, to jest ich niewiele, przynajmniej ja nie spotkałem się, ani też nie widziałem.

[Robert Niechciał] Ale zaczynają się pojawiać, w szczególności dla lansu. Banki sobie kupują swoje rozszerzenia, jak wspomniane .paribas, w Skandynawii też jakieś rozszerzenia bankowe się pojawiły. Serwisy korporacyjne w ten sposób sobie stawiają strony.

Czy warto dodawać wersję języka angielskiego? .Au, .us, .gb i dodawać do tego nowe, pełne wersje stron? Czy zamiast pełnych wersji można różnice językowe ograć inaczej?

[Robert Niechciał] Ja bym te hreflangi rozpatrywał na poziomie targetowania na dany kraj. I jeżeli chcemy się stricte targetować na przykład na Wielką Brytanię en.gb, to ja jestem zdania, że warto to dodać.

Pytanie odnośnie pozyskiwania tekstów do PBN-ów. W jaki sposób pozyskać teksty, duże ilości, na przykład 100? Czy teksty spinowane wchodzą w grę?

Teksty spinowane to są takie teksty, które generowane są na bazie synonimów i to dzieje się przez permutację tych synonimów. W ten sposób kiedyś powstawały, powiedzmy, unikalne treści. Pytanie jak ta sytuacja wygląda teraz.

Przeczytaj też: Teksty SEO – 5 zasad, o których nie możesz zapomnieć

[Maciej Chmurkowski] To jest odwieczny problem na PBN-ach, jeden z największych, jeżeli chodzi o podpięcie masowo, bo w przypadku PBN-ów mówimy o pewnej większej skali. Każdy, kto długo robi SEO, robił spiny kiedyś i nie tylko międzynarodowo, tylko nawet w języku polskim. Kiedyś to działało. My też generowaliśmy kiedyś dużo tekstów na PBN-y, ale od lat już tego nie robimy. Zauważamy po prostu, jak te strony są wyindeksowywane.

Swojego czasu straciliśmy 30 czy 40 procent PBN-ów, które były stawiane na spinowanym tekście. Od tamtego czasu staramy się, żeby te teksty mimo, że tłumaczone i powiedzmy, że gorszej jakości, to jednak, żeby były, żeby można było je zrozumieć w jakiś tam sposób. I jest to problem kosztów, skalowania i nie da się tego w jakiś sensowny sposób przeskoczyć na dzień dzisiejszy.

[Robert Niechciał] To jest właśnie taki problem kosztowy. Ja na przykład zlecam platformom, które piszą teksty przez Filipińczyków. Jest to odpowiednie obniżenie kosztów i to jest stricte tekst na PBN-y, więc taki Filipińczyk może go napisać. Od jakiegoś czasu testuję różne metody generowania tekstów, nazwijmy to przez AI. Natomiast jeszcze to jest w fazie testów i nie będę się jeszcze wypowiadał, czy to jest dobra droga.

Ale mówi się, że w roku 2025 AI napisze książkę, która będzie bestsellerem. To już jest niedaleko i tutaj upatruję możliwość optymalizacji, co nie znaczy, że to jest optymalizacja bezkosztowa, bo ciągle ta druga strona kosztuje i to całkiem dużo. Natomiast tutaj można to skalować i weźmy przykład, że wszystkie opisy produktów na niemieckim Zalando są wygenerowane przez tego typu technologie. Także ja myślę, że to jest nowa jakość w stosunku do spinowanej treści, która faktycznie jest zaindeksowywana.

[Damian Sałkowski/Senuto] Jest taki sposób. Można sobie wpisać Text Generated by AI i są serwisy, które już budują newsy w oparciu o AI, na przykład New York Times, wydarzenia sportowe relacjonują przez AI.

[Robert Niechciał] Zdaje się, że Yahoo ma newsy sportowe tworzone przez AI, newsy finansowe…

[Maciej Chmurkowski] Pytanie, czy to w każdym języku działa?

[Damian Sałkowski/Senuto] Nie w każdym, ale na przykład w angielskim. To tak jak Google’a Tool Language API. Ona działa na rynki anglojęzyczne i hiszpańskojęzyczne, ale to nie wynika z trudności językowej – tylko z tego, że teraz pewnie nie jest to opłacalne, robić algorytmy na przykład pod język polski, bo to jest trzydzieści milionów użytkowników. Jak zrobią po angielsku, to mają rynek dwóch miliardów ludzi, więc pewnie z biznesowego punktu widzenia to wynika, że teraz tylko te języki obsługują. Ale cztery lata w perspektywie internetu to jest masa czasu, więc wydaje mi się, że dojdziemy do tego poziomu niebawem.

[Robert Niechciał] Ja bym tutaj jeszcze jedną rzecz dał do zastanowienia. Jeżeli kupujemy domeny aukcyjne, płacimy za domeny po dwieście, trzysta, czterysta dolarów, no to te dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści dolarów warto dać na tekst, skoro domena kosztowała półtora, dwa czy trzy tysiące złotych.

[Robert Niechciał] Chyba że lecimy na ekspirkach.

[Maciej Chmurkowski] Ja bym też PBN-y podzielił na dwa rodzaje. Mamy PBN-y zaplecze premium i zaplecze, powiedzmy, masowe, trochę słabszej jakości. I tutaj, przy tej pierwszej kategorii, zdecydowanie tylko i wyłącznie tłumaczone – dobry content, pisany i tłumaczony.

Jeżeli macie ekspirki, to na przykład w celu oszczędzania robicie tak, że z Wayback Machine odzyskujecie content i go z powrotem publikujecie?

[Maciej Chmurkowski] My masowo tego nie robimy. My stawiamy nową treść i nie do końca związaną z tematyką tej domeny. Bo bardzo ciężko jest ustrzelić na przykład domenę o zdrowiu, która będzie wartościowa i wolna. Stawiamy zupełnie nową treść, z zupełnie nową kategorią, wykorzystujemy te linki które są, żeby ta domena miała już moc. Zdarzało nam się już na tym zapleczu premium odzyskiwać treść, bo wiemy jak to szybko wraca, jak szybko ta domena ma moc, jeżeli nawet odzyskamy jeden do jednego. A nawet nie jeden do jednego, bo wystarczy szablon zmienić. Trzeba uważać, część treści trzeba usunąć, bo można mieć różne problemy prawne.

[Robert Niechciał] Kiedyś odzyskiwałem treść, natomiast teraz wyszedłem z tego, bo to jest pracochłonne, czasochłonne i jednocześnie niekoniecznie zgodne z prawem. Natomiast to jest najefektywniejsza droga do tego, żeby domena szybko wróciła do łask i dało się z niej linkować, więc jeżeli ktoś się godzi na ewentualne ryzyka z tego tytułu, no to jest to rozwiązanie problemu.

[Mateusz Dela] Ja ostatnio PBN-y robiłem w 2012 roku, więc trochę wypadłem z obiegu. Na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy pod swój prywatny projekt postawiłem 10 polskich stron i tam zrobiłem treści, które były robione pod research słów kluczowych i wszystko pisane było z palca. Chyba w 2009 czy 2010 roku przechwyciłem domenę po spółce, która przewoziła osoby. To była międzynarodowa firma i ta domena miała pr 7, bo to jeszcze były czasy page ranku, i to był pks koneks tczew kropka pl, pamiętam do dziś. Nie miałem pomysłu na tę domenę, ale miała pr 7 i chciałem sprzedawać linki na Allegro, więc wszedłem w Waybacka i po prostu zobaczyłem, co tam było.

Było tam cztery czy pięć podstron, i jedną z nich był rozkład jazdy. Więc ja sobie jeden do jednego tę tabelkę skopiowałem, odtworzyłem to na WordPress’ie, też zrobiłem podstronę – rozkład jazdy – i wrzuciłem tę tabelkę z tym rozkładem jazdy, sprzed dwóch czy trzech lat. Później ta spółka została wykupiona przez większą firmę, no i tamta firma odezwała się do mnie przez rejestratora, przez hostingodawcę, doszli do mnie i poprosili, że ok, oni tej domeny nie potrzebują, tylko żeby zmienić te treści na stronie. Bo ta domena dalej rankowała na frazy PKS Tczew, PKS rozkład jazdy w Tczewie i ludzie do nich codziennie po kilka razy dzwonili, że tam wyszli na przystanek na jedenastą dwanaście, a PKS nie przyjechał.

Jak wygląda SEO w Norwegii?

[Robert Niechciał] SEO w Norwegii jest strasznie drogie. Natomiast patrząc po wynikach, akurat w branży finansowej, jeśli chodzi stricte o Norwegię – nikt nie pozyskuje linków norweskich. I wszystkie strony, które są w topach, nie mają linków norweskich. A jeżeli mają, to jest to minimalna ilość. To jest pierwsza rzecz. Jeśli chodzi o domeny, z tego co pamiętam, domeny .no są absurdalnie drogie. W związku z tym nikt ich nie ma.

Jeśli chodzi o guest posty, są pojedyncze, ale zapewne też są absurdalnie drogie, więc nikt ich nie ma. Tak więc te wyniki, które ja analizuję, są generowane w dużej mierze domenami zagranicznymi. I wydaje się to być skuteczne, bo te największe strony w branży finansowej tak są zrobione i nic im się nie dzieje od wielu, wielu miesięcy.

[Maciej Chmurkowski] Domena norweska kosztuje około tysiąca złotych. I to też jest tak, że to się kupuje przez tego trusty, tego pośrednika, czyli inną firmę, która za nas to kupuje w Norwegii. Jakby ktoś chciał, jest taki serwis netim.com, na którym wszystkie domeny można kupować przez tego pośrednika. Jest to drogie. Nie ma linków, tak jak na domenach norweskich, są domeny norweskie, ekspirki do wzięcia. Natomiast koszt jednej nawet jest dość duży.

[Mateusz Dela] Jeżeli chodzi o Norwegię to nie mam doświadczeń, ale pamiętam jak pracowałem w Go Euro i wchodziliśmy na Skandynawię, konkretnie na rynek szwedzki, to ten rynek był tak pusty, że wystarczyło, że zatrudniliśmy jedną dziewczynę, która pisała treści po szwedzku i po prostu tworzyła te treści. Wystarczyły linki z naszych innych domen, w ramach naszego projektu, żeby to się po prostu zaindeksowało i weszło w topy. To był rok 2016-17, ale śmiem twierdzić, że od tego czasu się tam za dużo nie zmieniło. Tam wystarczyła po prostu treść i siła naszych innych domen spowodowała, że w bardzo krótkim czasie osiągnęliśmy topy.

[Robert Niechciał] W Szwecji, Danii, Finlandii ten rynek jest troszeczkę bardziej rozwinięty i przede wszystkim już mają tam PBN-y. Domeny w danym kraju da się kupić i są w normalnych cenach, po około 9-10 euro, zdaje się. Mają guest posty, które są koniec końców drogie, ale mają. No, ale to nie jest już Norwegia.

Gdzie szukacie domen do przechwycenia na rynki zagraniczne? W Polsce AfterMarket, a za granicą?

[Robert Niechciał] Jest dropcatch.net, Sedo, aukcje Godaddy. Ja mam trochę prywatnych dostawców. Ceny są astronomiczne na takich ogólnych serwisach i aukcjach. Jednak prywatni dostawcy mają te ceny odpowiednio 4-5 razy mniejsze.

[Maciej Chmurkowski] Ja mam trochę inne podejście. Na zaplecze premium kupujemy na Godaddy aukcje, natomiast to jest tak drogo i wszystkie domeny przed zakupem muszą podlegać tak dużej analizie, że taki zakup to są pojedyncze przypadki. Nie korzystamy ani z AfterMarketu, ani z innych takich serwisów. My kopiemy, my szukamy domen, które gdzieś tam zostały pominięte, które mają jeszcze w miarę dobry profil linków.

To też nie jest szczególnie łatwe, ponieważ takie kopanie zajmuje, po pierwsze dużo czasu, a też jest bardzo drogie. Trzeba się podpiąć do jakiegoś narzędzia analitycznego, na przykład przez API, i szuka się w setkach tysięcy nowych domen, a spadają 3-4 dobre. Więc jest to problematyczne. Natomiast tutaj plusem jest cena, bo płacimy po prostu za rejestrację domeny, a nie za jej odkupienie. Ale jeżeli chodzi o aukcyjne, no to Godaddy przede wszystkim. Requesty do domeny, jak już mam ich listę, robię na Semrushu, a potem pytam przez API rejestratora czy domena jest wolna. Trzeba wykorzystać dwa różne, żeby skompletować listę tych domen.

[Damian Sałkowski/Senuto] Czyli budujesz sobie bazę linków i odpytujesz rejestratora na bieżąco, a jak jakaś domena spadnie, to ją rejestrujesz. Jeszcze tutaj dopowiem, chyba Linkhouse uruchomił teraz giełdę domen czy całych serwisów.

[Robert Niechciał] Tak. Przypomniałem sobie jeszcze jeden serwis, zdaje się, że jest coś takiego jak Undeveloped.com i tam jest masa powieszonych domen, które są „undeveloped”. One de facto są do sprzedania. Na rynku brytyjskim jest masę drop catcherów, każdy z nich ma swój serwis aukcyjny.

[Maciej Chmurkowski] Jeszcze serwis SEO.Domains. Warto sobie przejrzeć też. Uważam, że tam jest kiepski stosunek ceny do jakości tych domen, to znaczy cena jest zbyt wygórowana. Natomiast są też ludzie, specjaliści, którzy twierdzą, że właśnie wręcz przeciwnie – że tam jest w porządku

Czy w przypadku PBN rejestrujecie domeny u różnych operatorów i bierzecie na siebie różnice w cenie, czy wszystko u najtańszego? Czy według Was ma to znaczenie?

[Maciej Chmurkowski] To nie jest takie proste. Nie ma najtańszego rejestratora, który by rejestrował wszystkie kraje. Ja znalazłem już dawno temu i od lat korzystam z OVH. Tamten stosunek ceny jest naprawdę dobry, ponieważ pewnie można znaleźć domeny tańsze, u pojedynczych rejestratorów, natomiast przy takich ilościach, jakie my robimy jest bardzo problematyczne, więc stawiamy na jednego rejestratora.

[Robert Niechciał] Ja mam to rozrzucone na kilku rejestratorów. Dużo idzie do Netimu, dużo idzie do Openprovidera. Openprovider to jest taki rejestrator, który świadczy usługi rejestracji dla innych rejestratorów. Tak jakby hub rejestratorów, chyba największy w Europie. Teraz będę chciał wdrożyć kilku innych rejestratorów – będzie to Gandhi, Oneapinet i kilku innych. Natomiast tam, gdzie działa skutecznie, tam ja jestem rejestratorem. Mam umowy spisane z operatorami narodowymi, takimi jak Nask, czy instytucjami, które odpowiadają za dane domeny w danym kraju.

[Damian Sałkowski/Senuto] Chyba w Polsce, żeby stać się rejestratorem, trzeba wpłacić dziesięć tysięcy złotych?

[Robert Niechciał] W większości krajów trzeba zrobić prepaid, a kwota prepaidowa następnie idzie na utrzymanie.

[Mateusz Dela] Jeżeli już rejestruję domeny, to na OVH, bo chyba jest najbardziej zbalansowany, jeżeli chodzi o politykę cenową. Czasami z dolotu AfterMarket.

[Maciej Chmurkowski] Dla zróżnicowania rejestratorów można zainteresować się AfterMarketem. Tylko on nie ma takiej puli domen jak OVH.

[Robert Niechciał] Ja bym sugerował sprawdzić Openprovidera, oni mają dosyć ciekawy model biznesowy, unikalny wśród operatorów na skalę światową. Na strzał wejścia ceny są średnie, w mojej opinii nieprzyjemne. Natomiast ich oferta polega na tym, że kupujesz sobie pakiet roczny, który gwarantuje ci obsługę iluś tam domen, na przykład najmniejszy pakiet to jest do 500 domen za 50 czy 100 euro rocznie. I kwota za ten pakiet, to jest ich marża, a ceny rejestracji dostarczają ci na poziomie rejestratorów w danym kraju, plus tam powiedzmy dziesięć eurocentów.

Nie zarabiają na każdej zarejestrowanej domenie, tylko na tym pakiecie, który ci sprzedają za 99 dolarów, a później domena, która u innego rejestratora kosztuje, powiedzmy, 9,90 euro, u nich kosztuje 6,90. To jest dosyć unikatowe rozwiązanie, no i warte zainteresowania.

Jeśli kupuję domenę pod PBN z TLD .hr to czy muszę potem umieszczać tam teksty tylko w lokalnym języku, czyli chorwackim, czy mogę tam umieszczać teksty na przykład po polsku?

[Maciej Chmurkowski] Wszystko można, tylko jaki tego jest cel tak naprawdę. Rozmawialiśmy o tym czy odzyskiwanie contentu bądź nadstawianie strony w danym języku ma sens. Rejestrujemy domenę, która ma jakąś historię, więc ma linki. Jeżeli postawimy polską treść albo w jakimś innym języku, to część z tych linków możemy stracić – dlatego, że właściciele stron, które linkują do nas, potrafią czasami po prostu zobaczyć czy link działa i co jest pod tą stroną. Jeżeli zobaczą, że tam jest zupełnie coś innego, nawet w innym języku, to sporo linków można stracić. Wtedy maleje siła tej domeny.

[Mateusz Dela] Wydaje mi się, że jeżeli już kupujemy jakąś domenę lokalną danego kraju, to raczej odtworzyć tam treści w tym języku, bo w innym przypadku nie będzie miało to zastosowania.

Czy według was domeny połączone hreflangiem przekazują między sobą moc SEO?

Jeżeli podlinkuję na przykład domenę .mx, to jest domena meksykańska, połączoną z hreflangiem z domeną na przykład .es, to jest domena hiszpańska, to zaobserwuje wzrost na obu domenach?

[Maciej Chmurkowski] Hreflang nie przekazuje mocy. To jest tylko wskazanie wersji językowej, wskazanie, jaki dokument powinien być wyświetlany na jakiej wersji Googla. Natomiast my to robimy. Dlatego między domenami czy na linkach wewnętrznych wartą tę flagę zastosować w postaci html-a, żeby to jednak był link. Poza tym hreflangiem wskazujemy inną wersję językową, czyli ten sam dokument, który został przetłumaczony, więc jak najbardziej między domenami to będzie działało. Natomiast to nie jest tak, że to powoduje, że nam strony obydwie wystartują gdzieś tam do topów. Dalej linki tutaj będą miały znaczenie.

[Robert Niechciał] Hreflang służy do określenia lokalizacji i tego, gdzie znajduje się jaki dokument, w jakiej wersji językowej i tak dalej. Co przekazuje moc – anchor czy link? Otóż link, a hreflang nie jest linkiem, jest wskazaniem poprawnego dopasowania. Na koniec dnia to prowadzi do tej struktury, którą my stosujemy, czyli wszystko w obrębie jednej domeny. I wtedy obserwujemy sytuację, że jeden kraj wspiera drugi, one nawzajem się wspierają i razem rosną.

Zapisz się do newslettera Senuto! Świeże materiały z bloga wprost na Twoją skrzynkę:


[Maciej Chmurkowski] Zastosować wersję językową, na dobrej domenie, która ma moc i ona praktycznie z dnia na dzień potrafi wejść do topów, jeszcze w zależności od trudności, prawda?

[Robert Niechciał] Tak, ale to jest właśnie w obrębie jednej domeny.

[Damian Sałkowski/Senuto] Widziałem taki case, Picodi chyba, z łączenia domen w jedną domenę .com i tam wzrost wynosi chyba 300 procent na samym tym połączeniu.

Czy Niemcy szukają również usługi podobnie jak Polacy, czyli nazwa usługi plus miasto?

[Mateusz Dela] Podejrzewam, że nie tylko w Niemczech, tylko wszędzie tak się robi. Jeżeli mieszkam w Katowicach i szukam fryzjera, to wpisuję „fryzjer Katowice”, jeżeli Niemiec mieszka w Hamburgu i też szuka fryzjera, to wpisze po niemiecku „fryzjer Hamburg”. Zakładam, że w każdym kraju tak jest. Oczywiście ludzie mniej świadomi wpiszą sobie po prostu „fryzjer” i geolokalizacja zrobi swoje, ale jeżeli chodzi o rynek niemiecki, to te frazy są wyszukiwane w takim samym stopniu jak w Polsce, czyli nie ma tutaj jakichś anomalii, że Niemcy tak nie wpisują.

[Damian Sałkowski/Senuto] Kiedyś było tak, że ludzie wpisywali „fryzjer”, potem historycznie było tak, że ludzie się nauczyli precyzyjniej wyszukiwać, wpisywali „fryzjer Warszawa”, a teraz znowu wpisują „fryzjer”, bo geolokalizacja powoduje, że wyniki są lokalne. Nie trzeba tego tak uściślać frazą. W Polsce widać, że ludzie się nauczyli wpisywać „fryzjer Warszawa”, ale te wyniki już po prostu są zgeolokalizowane, więc nie jest to aż tak potrzebne.

Czy Google będzie preferował domenę .de dla wyszukiwań użytkownika z regionu Niemiec z przeglądarki w języku niemieckim, a domenę .com dla użytkownika z USA z językiem angielskim?

Czy też jest to tylko i wyłącznie kwestia siły domeny i silniejsza zawsze wygra? Zakładamy hipotetyczną sytuację, w której mamy dwie domeny: .com i .de, obie w języku niemieckim i o bardzo podobnym rankingu.

[Mateusz Dela] Według mnie to jest kwestia siły i domena z wyższym autorytetem będzie rankować lepiej i wyżej.

[Robert Niechciał] Co w sytuacji, kiedy w Stanach jest gościu na komputerze z angielską przeglądarką i szuka sobie po niemiecku, co mu wyskoczy wyżej: czy wersja niemiecka, czy wersja .com? Chyba bym poszedł w siłę. To są straszne różnice data center i nie jestem pewien, czy by nie było sytuacji, w której .com mógłby się pokazać troszeczkę wyżej, bo te wyniki jednak między serwerowniami, a w szczególności jak jednak jest za oceanem, a druga w Europie, mogą się mocno różnić. Ciężko mi powiedzieć.

Założenie byłoby takie, że wyłącznie kwestia siły domeny i silniejszy zawsze wygra, natomiast w tym konkretnym przypadku, kiedy mamy człowieka w Stanach Zjednoczonych z angielską przeglądarką na amerykańskim data center, z amerykańskimi wynikami, to jakimś cudem może ta domena .com wyskoczyć wyżej. Tak mi się wydaje, że .com może wyskoczyć w Stanach wyżej.

jakim kraju spośród tych, w których działaliście SEO było najłatwiejsze, a w jakich najtrudniejsze?

[Maciej Chmurkowski] Fajnie się robi Wschód od Polski, Łotwa, Litwa. Mi się wydaje, że to są kraje, w których bardzo łatwo jest działać, są tam tanie domeny, linki nie są drogie. Oczywiście są to mniejsze kraje, więc ta skala jest inna. Najtrudniejsze? Najtrudniejsza jest cały czas Anglia. Wszystkie kraje anglojęzyczne. Ja akurat bardzo mocno do krajów anglojęzycznych się nie pcham, ze względu na stosunek sił, wysokiego progu wejścia.

[Robert Niechciał] Ja jestem zafascynowany ostatnio krajami, w których jest: a) Erasmus do trzydziestego roku życia, b) jest sjesta. Mam tu na myśli Włochy, Hiszpanię, Portugalię. Tam jest świetnie. Byłem bardzo zdziwiony, jak łatwe są dziewicze rynki, rynek filipiński, tajski. Oczywiście istnieje bariera językowa, bariera znaków, natomiast tam SEO po prostu robi się samo. Jeżeli chodzi o najtrudniejsze – paradoksalnie Polska jest bardzo trudna, dużo trudniejsza niż takie Włochy, Hiszpania. Wielka Brytania względnie też, ze względu na budżety i dużą skalę działań.

Jestem zdania, że Polska jest jednym z najtrudniejszych rynków w Europie. Łatwość w dostępie do platform content marketingowych, stosunkowo duże budżety, które się generują od kilku lat na te działania, bardzo dobrzy specjaliści. Najlepsi w Europie de facto są w Polsce. Dla mnie obecnie Niemcy są łatwiejsze niż Polska.

[Mateusz Dela] Jeżeli chodzi o rynki niemieckie, to najtrudniejszy jest niemiecki, później austriacki, a najłatwiejszy jest szwajcarski. To wynika ze skali dla każdego kraju. Jeśli chodzi o rynek włoski: mimo że branża jest bardzo trudna, to te trudne frazy robi się zdecydowanie łatwiej niż w Niemczech. Wolumen wyszukiwań jest przybliżony i tam publikacje też są zdecydowanie tańsze niż na rynku niemieckim.

Na oko: biorąc „takie same” dwa portale, niemiecki i włoski, to za publikację na niemieckim zapłacimy 600 euro, a na włoskim powiedzmy 200 euro. Włochy są stosunkowo tanie. Teraz podejrzewam, że będą jeszcze tańsze. Współpraca, z mojej perspektywy, jeżeli chodzi o wydawców w Niemczech, to jest ordnung i za dwa dni od zlecenia publikacji masz publikację. We Włoszech niestety czasami trzeba się przypominać co tydzień, że „hej, zapłaciłem ci za publikację”.

Co sądzicie o linkach z press releasów? Czy przekazują w ogóle jakąś moc? Czy takie linki używać tylko dla dywersyfikacji?

[Maciej Chmurkowski] Już dawno nie używamy. Kiedyś testowaliśmy, ale to było parę lat temu i nawet dla dywersyfikacji chyba nie używali…

[Robert Niechciał] Ja obecnie, nie. Natomiast znalazłem taką bardzo ciekawą platformę w Stanach i tam mnie strasznie kuszą press releasy w Ameryce Łacińskiej. Tam wyliczyli chyba 4000 serwisów contentowych, newsowych w Argentynie, w Peru, w Chile. Czuję, że tam może być naprawdę bardzo fajnie, że tam mogą przyjmować te press releasy i one jeszcze mogą mieć sens. Natomiast tam, gdzie one królują, czyli pewnie w Stanach Zjednoczonych czy na rynkach anglojęzycznych wydaje mi się, że one są już zjedzone wręcz.

[Mateusz Dela] Tworzyliśmy w Go Euro mega dużo treści, które były fajne, angażujące i ciekawe dla mediów, więc dla nas press release to było fajne medium pozyskiwania linków za darmo. My działaliśmy na 15 rynkach europejskich, więc tworzyliśmy jeden projekt, który miał odniesienie na każdy rynek i wysyłaliśmy to do mediów, jako notki prasowe. I mieliśmy taką politykę, że jeżeli dziennikarz to skopiował jeden do jednego i po prostu był duplikat contentu, to zakładaliśmy, że to ma być link nofollow.

Ale często było tak, że po prostu bardziej kreatywni czy bardziej pracowici dziennikarze brali taką notkę i sami tworzyli artykuł. Wtedy albo się upominaliśmy o linka albo ten link akceptowaliśmy, że on był dofollow. Z tym nofollow chodzi mi o to, że jeżeli on był skopiowany jeden do jednego i ten link był dofollow, to my się go wtedy zrzekaliśmy, nie chcieliśmy go ze względów bezpieczeństwa. Właśnie to był dla nas fajny kanał, że dużo mediów to brało, ale zapominali na przykład linka do naszej strony, więc wtedy dzwoniliśmy i kontaktowaliśmy się z dziennikarzami, żeby dodali tego linka.

I tutaj ciekawostką jest to, że ja działałem na rynku polskim, więc mieliśmy taką nieformalną umowę z Polską Agencją Prasową. Kwartalnie wypychaliśmy jeden do trzech projektów, czyli czasami nawet jeden miesięcznie. I tam relatywnie tanio płaciliśmy za jedną publikację, chyba schodziliśmy do ceny 600 złotych za publikację. Więc sam link z PAP-u za sześć stów się mega kalkulował.

Plus jeszcze często podchwytywały to media i publikowały u siebie i efektem było to, że mieliśmy dobry content, wysyłaliśmy notki prasowe i średnia była taka, że mieliśmy po 30-40 publikacji praktycznie „za darmo”. I z tych publikacji mieliśmy przeważnie koło 10 dobrej jakości linków ze stron typu Onet, WP i tak dalej. Odpowiadając na pytanie: jak najbardziej przekazują moc w tym drugim rzucie, czyli kiedy media złapią notatkę i u siebie publikują.

Które kraje są najdroższe, a które najtańsze, jeżeli chodzi o linki i content?

[Maciej Chmurkowski] Skandynawia na pewno najdroższa, jeżeli chodzi o content. Rzeczywiście najmniej dostępnych jest tłumaczeń native speakerów – najwięcej, wiadomo, na kraje, które są bardziej popularne. Ja kiedyś współpracowałem z tłumaczami, którzy byli tak jakby native speakerami. Mieszkałem w Polsce, ale zbudowałem sobie taką własną sieć. Byli u mnie zatrudnieni na umowę zlecenie. Było to kilkanaście krajów i w tym przypadku najtańsza była wspomniana Litwa, Łotwa, a najdroższa była Skandynawia.

Przepaść jest dość duża, bo jeżeli swojego czasu płaciliśmy za 1800 znaków, za tłumaczenie, powiedzmy, 30-40 złotych za te najtańsze kraje, no to Skandynawia kosztowała już około stówy. Z tym że to byli native speakerzy. To już były takie tłumaczenia, powiedzmy, najwyższego polotu. Często też jest tak, że oni to korygowali, żeby to nie było jeden do jednego, czyli nanosili te wszystkie różnice językowe, które powinny być naniesione. I tak samo mi się wydaje, że jest z linkami – koszt linku będzie proporcjonalnie droższy.

[Robert Niechciał] Zdecydowanie Skandynawia jest najdroższa, a tam króluje w swojej „drogości” Finlandia, która jest absolutnie najdroższa. Do tej listy warto jeszcze dodać Holandię, która też jest bardzo droga i tych copywriterów jest mało. Ostatnio troszeczkę pisałem w Chorwacji, też było ekstremalnie drogo, dlatego, że tam praktycznie nikt się nie ogłasza, jeśli chodzi o native’ów i nie miałem wyjścia, musiałem zapłacić za bzdurny tekst 40 euro, który nie był niczym wielkim. Za, powiedzmy, 500 słów 40 euro to jest dosyć sporo.

Jeśli chodzi o najtańsze, to wszystko co hiszpańskie, bo pamiętajmy, że Hiszpanię można pisać w Wenezueli, w Kolumbii, w Argentynie, Meksyku, gdzie jest inna siła nabywcza pieniądza.

[Mateusz Dela] Wydaje mi się, że rolę gra dostępność copywriterów względem języka i tego, jak on jest popularny globalnie. Czym bardziej jakiś tam unikatowy język, tym ta cena podejrzewam, że będzie wyższa. Wyjątkiem mogą być te kraje wschodnie, gdzie dla copywritera 10 euro to jest naprawdę dużo.

Przeczytaj też: Samouczek SEO dla copywritera. Co jako copywriter musisz wiedzieć o pozycjonowaniu?

Czy obserwujecie taką sytuację, że w niektórych krajach Google pozwala na więcej, a w niektórych na mniej?

To znaczy, że w jednym kraju jakieś działania mogą zostać uznane za toksyczne, a w drugim będą przechodziły bez zauważenia?

[Robert Niechciał] Ja bym tutaj wyszedł z tego, gdzie jest mniejsza konkurencja i mniej do przeliczenia, mniej do odsiania, mniej odchyleń. Tam na więcej można sobie pozwolić, chociaż Google nie ma tylu treści, które musi posortować, więc one automatycznie wyskakują. Wspomnę tu ponownie o Tajlandii, gdzie jest mało stron i wystarczy coś przetłumaczyć na tajski i to się nagle pojawia wysoko. Są teorie, które mówią, że na rynkach anglojęzycznych te algorytmy są dużo bardziej zaawansowane. Ja osobiście w to nie wierzę.

Natomiast jest bardzo duża konkurencja, która ma duże budżety i też zobaczcie jak są nauczeni. Miłosz, który pracował w Anglii, przyjeżdża do Polski, otwiera webinar i mówi, że kupowanie linków jest zakazane. To też pokazuje mindset tych ludzi i ich działania, a te domeny są faktycznie obrzucone tysiącami linków. I z tym ciężko się wbić w pewnym momencie.

[Maciej Chmurkowski] Jeżeli zrobimy globalną domenę na kilka języków, to jeżeli będzie jakikolwiek problem – czy z linkami, czy z jakąś strukturą techniczną, czy na jednym kraju Google nie będzie sobie radził – to dostaniemy na każdym. Tak mi się wydaje, że to jest zupełnie inny case, niż jakbyśmy robili to na osobnych domenach. Dlatego tutaj ta toksyczność też, to zdejmowanie, to o czym mówiliśmy, powoduje, że ta domena rośnie silna, ale rośnie silna na wszystkich rynkach. Więc ja bym tego tak nie uzależniał, chyba, żebyśmy – tak jak mówię – działali na osobnych domenach. Wtedy można by było to przebadać.

[Mateusz Dela] W mojej opinii jest tak, że to zależy od danego kraju i jak bardzo się tam kombinuje w zakresie SEO. Z mojego doświadczenia, na rynku niemieckim w ogóle nie są popularne jakieś zaplecza, katalogi i wszelkie takie drogi na skróty. Taki główny nurt jest w miarę na takim samym poziomie dla wszystkich domen.

Nie wiem czy algorytm wszędzie działa tak samo i są takie same czynniki rankingowe, ale pamiętam, że Kacper kupę lat temu powiedział, że na Polakach Google uczył się w Europie. Czyli byliśmy na tyle kreatywni i na tyle przebiegli, że polski rynek to był taki plac boju, gdzie wychwytywali jakieś niuanse. Toteż wydaje mi się, że czym więcej jakiegoś kombinatorstwa, albo może inaczej – innowacyjności w SEO, tym bardziej Google może tam wziąć jakieś poprawki na to.

Co kupować, co omijać? Maksymalna liczba linków wychodzących to…?

[Maciej Chmurkowski] Jeśli mówimy o domenach, to trzeba by było przejrzeć profil linków według mnie i zobaczyć, co linkuje do tych domen. Jest dużo spadków, które już były zagospodarowane na przykład przez Chińczyków i dużo jest toksycznych, złych linków prowadzących. Spamowane są te domeny, więc na to trzeba uważać. Ale nawet zakładając jakąś analizę po API, gdzie możemy sobie po pewnych parametrach te domeny wyciągnąć, i tak przed kupnem trzeba to przeanalizować dokładnie, w jakimkolwiek narzędziu analitycznym – zależy jakiego klucza będziemy używać. Z kilkuset, nawet z kilkudziesięciu tysięcy domen zostaje naprawdę garstka.

A jeżeli chodzi o linki wychodzące, to ja wychodzę z założenia, że maksymalnie, ile się da. To nie jest tak, że będzie 20, ale z jednej podstrony zdarza nam się trzy, cztery linki wychodzące, z tym że nie wszystkie są dofollow i nie wszystkie są takie same. Czyli jest i obrazek, jest i nofollow, jest link w tekście i z jakiegoś boxa. Wyciskamy po prostu ile się da z tego zaplecza, żeby tę moc puścić na moneypage’a, ponieważ to zaplecze nie ma się pozycjonować. Wykorzystujemy na maksa i to u nas działa akurat. Tylko ważne jest zróżnicowanie tych linków, żeby nie było wszystko dofollow.

[Robert Niechciał] Ja wszystko, co kupuję i wszystkie domeny, które pozyskuję, sprawdzam, weryfikuję ręcznie, poszukując przede wszystkim ciągłości profilu linków tej domeny przez lata, żeby nie było sytuacji, że były linki i nagle są ucięte i są jakieś tego typu historyczne wahania. Bo to może sugerować jakieś tam manipulacje, które były w przeszłości. Albo linki wystrzeliły w zeszłym roku – też staram się omijać takie domeny. Także ciągłość profilu linków to jest pierwsza rzecz.

Druga rzecz: patrzę na ten profil linków, czy tam faktycznie ma w sobie dobre domeny przychodzące, poszukuję tam tych największych serwisów, które w danym kraju są dla mnie ważne. Jeżeli one tam się znajdują – dajmy na to BBC – to już jest dla mnie informacja, że ta domena jest w porządku.

Kolejną rzeczą, którą sprawdzam jest to, jak ona jest zlinkowana i w tym miejscu poszukuję domen, które mają cały profil linków na stronie głównej. Ponieważ staram się pozyskiwać linki tylko ze strony głównej, to chcę, żeby ten profil linku był skupiony na stronie głównej i nie rozpływał się po jakich strukturach, których i tak nie odtworzę. Do tego sprawdzam anchory, czy przypadkiem nie przewija się tam jakiś Ralph Lauren outlet albo i Gucci outlet, albo tego typu rzeczy, które czasami się zdarzają.

Mimo że domena na pierwszy rzut oka wygląda spoko, to jest tam Nike Air Max outlet i tego typu rzecz od razu odrzucam. W profilu anchorów sprawdzam również, czy jest on względnie w miarę brandowy i wygląda naturalnie, czy nie ma tam jakichś manipulacji albo czy to nie jest domena, która jest po SEO i coś się nie udało. W następnym kroku weryfikuję toksyczność.

Kiedyś sprawdzałem w Wayback Machine, co tam się znajdowało, czy przypadkiem nie zostało tam jakieś syfiaste zaplecze pod Paydaye lub coś tego typu. Natomiast teraz tego nie robię, wierzę w te czynniki, w te wskaźniki i to, co od jakiegoś czasu wprowadziłem – nie patrzę na nic poniżej domain rating 10. Wszystko, co jest poniżej, ignoruję. Jeśli chodzi o maksymalną liczę linków wychodzących, ja staram się maksymalnie mieć cztery, pięć.

Wiem, że to jest dosyć ortodoksyjna strategia. Chłopaki stosują nawet do 20, ale – pytałem ostatnio wiele osób o to – nikt nie potrafi wskazać jednej konkretnej wartości, że tak będzie optymalnie. Ja staram się mieć ich jak najmniej, ale jednocześnie nie więcej niż pięć, sześć.

[Mateusz Dela] Ja nie zajmuję się PBN-ami, ale ogólnie temat domen i ekspajerek zawsze mnie interesował i jarał, więc czasami sobie hobbystycznie wyszukuję jakieś domeny i dla mnie zawsze wyznacznikiem było założenie filtra, żeby referring domains było poniżej jakiejś wartości. Przeważnie to było 30 albo 50, żeby wychwycić domeny, które nie są już po SEO-wcach i nie są globalne, bo szkoda po prostu zasobów i czasu na to, żeby analizować domeny, które mają multum backlinków.

I wtedy, jeżeli sobie przesiejemy listę domen do takich wartości, gdzie ten referring domains jest poniżej 30, 50 i później założymy kolejne filtry, na przykład domain rating powyżej 10 – to zaczynają nam się odkrywać takie perełki, które mają dosłownie po 10, 15 backlinków, ale to są właśnie BBC i inne duże portale, które linkowały do tego. I wtedy takie domeny, w mojej opinii, mają miejsce bytu i zastosowanie. Co do liczby linków wychodzących, nie mam zaplecza, nie robię tego, więc nie będę się wypowiadał, ale wydaje mi się, że czym mniej, tym lepiej.

[Robert Niechciał] Ja jeszcze chciałem rozszerzyć jedną rzecz. To co sprawdzam, co często mi się zdarzało, to to, że domena miała jakieś 301 i tego też unikam, bo z dużym prawdopodobieństwem ta 301 zniknie, a często były sytuacje, kiedy jakaś organizacja miała domenę .co.uk i nagle przechodziła na domenę .uk. No i ja sobie złapałem tę domenę .uk, natomiast cały profil linku był co.uk. Na pierwszy rzut oka wyglądało to spoko, ale jak sobie przeanalizowałem temat przekierowania, okazywało się, że ona jest w tym momencie nic nie warta i te, które mają tego dużo, od razu są odrzucone.

Podziel się tym postem:  
Wojciech Maroszek

Content specialist i copywriter w Senuto, tworzy i zarządza treściami w serwisie. Przez lata związany z branżą mediów jako dziennikarz i wydawca.

Wypróbuj Senuto Suite przez 14 dni za darmo

Zacznij 14-dniowy trial za darmo

Poznaj Senuto na 1-godzinnym szkoleniu online. Za darmo.

Wybierz termin i zapisz się